Buongiorno. Amore buongiorno.
Witajcie!
Na wstępie pragnę poinformować, że dziękuje za zainteresowanie. Skoro ktoś to czyta to będe jeszcze od czasu do czasu coś pisać. :)
Ostatnimi czasy pracowałem w firmie, która jeździła do Włoch. Polska - Włochy i tak w koło macieju. Włochy pokochałem. Na swój dziwny sposób. Nie chciał bym tam mieszkać na stałe, ale strasznie mi się u nich spodobało.
O firmie jako instytucji i zasadach działania (czasem troche dziwnych) będzie w dalszych odcinkach, bo jest o czym pisać.
Jak ja tęsknię za tym krajem. Pogoda fajna, ciągle dość ciepło. Widoki rewelacja. Chesz góry - masz góry, chcesz morze masz Autostrada Adriatico. Do dziś pamiętam jak mi wypadło jechać w nocy i zatrzymałem się podczas wschodu słońca nad adriatykiem. Rewelacja. Nie zapomnę tego jeszcze długo.
Może Italce jeżdza jak wariaci, ale kurde, zobaczcie na zachodzie ciągle stoi się w korkach. U nich jakoś to wszystko działa. Trzeba pojechać kawałek po lini, to się jedzie. Na rondach nie ma czekania aż nie będzie auta w zasięgu wzroku, wszystko się wpycha i wszystko jedzie, a wypadków jakoś nie ma. Ich styl jazdy strasznie mi się spodobał. Przez rok u nich stałem w korku może z 5 razy (nie liczę Mediolanu, który był wiecznie zapchany)
Na początku strasznie się wkurzałem, że we Włoszech musisz ciągle na coś czekać, bo nikomu się nie chce pracować. Przyzwyczaiłem się do tego. Spodobał mi się strasznie ich styl życia. Na luzie, bez pośpiechu. Buty ochronne - po co to komu. Kamizelka? - czasami. Kasku w aucie nawet nie miałem. Ludzie uśmiechnięci, otwarci, mili, wszyscy się ze wszystkimi witają, coś tam próbują zagadać. Czułem się tam dobrze, swobodnie i w miarę bezpiecznie. Brakło czasu na autostradzie? Stajesz na zatoczce i robisz pauze. Nikt Cie o to nie goni, najwyżej Cię wytrzęsie jak będziesz spać. Zawsze jak nie mogłem czegoś znaleźć to mi Włoch pomógł, wytłumaczył, namalował drogę. Cokolwiek. Oni chcieli być przyjaźni.
No i kawa. Jak ja pokochałem ich kawę. Kawa za 30 centów z automatu jest lepsza niż napój kawopodobny w "dobrych kawiarniach" u nas.
Hitem sezonu było, jak się wpakowałem w jakieś miasteczko. Adresu znaleźć nie mogłem, to mnie szefowa zaczęła prowadzić przez telefon na podstawie gps'u. No to się wpierdzieliłem w starą część jakiegoś miasteczka. Ciasno jak cholera. Do tego leje deszcz. No i poszło. Utknąłem. Ani w jedną ani w drugą. Właśnie rozdarłem troche plandeki na przyczepie. Potem gorzej. Kamienice i deptaczek. Masakra. Włosi patrzą i nie wierzą co widzą. Przyjechała policja i zaczeli mnie eskortować żeby się wydostać. Tu balkony, tutaj markizy, dalej zakręt 90 stopni. Ciasny oczywiście i jeszcze poparkowane samochody. Ja już na skraju załamania, a policjant podszedł, położył mi rękę na ramieniu i powiedział, że mam się niczym nie martwić, nic się nie stało i że wszystko będzie dobrze(dobrze, że angielskiego się człowiek nauczył w szkole). Zero nerwów. Widziałem, że chciał mi pomóc. Jak mu powiedziałem, że tam są auta i się nie zmieszczę to zaczął biegać po kawiarniach i sklepach i dosłownie wrzeszczeć na właścicieli aut, że mają natychmiast odjeżdzać bo ciężarówka nie może wyjechać. Najbardziej mnie ruszyło, jak w tym całym bałaganie (ze stresu zapomniałem założyć kurtkę i biegałem w krótkim rękawku) podszedł do mnie jeden starszy Włoch i dał mi swoją kurtkę, żebym nie zmókł za bardzo. Kurde ludzie u nas w kraju sobie tego nie wyobrażam. Zaczeli mnie kierować, żebym nie urwał balkonów i jakoś wyjechałem, tylko sprzed kilku restauracji musieli mi pozabierać parasole i na szybko przestawiać ogródki ^^. Publiczność miałem do samego końca. Jak się udało wyjechać to mi nawet machali;) Na końcu pytam się tego policjanta czy mam coś płacić czy coś (przygotowany byłem na mandat w stylu zagrożenie w ruchu czy podobne), a on mi mówi, że mam tylko zabrać dokumenty od auta bo uszkodziłem znak, spisze sobie z OC dane i po sprawie. Na komisariacie kawka, troche pierdół, śmiechu z sytuacji, wytłumaczył mi gdzie jest firma do której jadę i do widzenia.
Pomimo tego, że dałem ciała jak cholera to na prawdę byłem mega zaskoczony ich podejściem. Nikt na mnie nie krzyczał, po prostu widzieli że się źle porobiło to trzeba pomóc i tyle. Na prawdę, gdyby nie to, że w firmie się źle zaczęło dziać to bym jeździł tam z wielką chęcią dalej.