blog.etransport.pl
Podwójna ciągła
  
POEZJA WIESZCZA ALBO INNE MIASTO
2011-11-02

Któregoś lata zrzucałem się w Warszawie, na Przasnyskiej. W sumie byłem dzień wcześniej, ale 15minut za późno. Nie rozładowali mnie, musiałem czekać do rana.Zdarza się.

Sierpień w Warszawie. Mury i ulice nagrzane do oporu. 16.00, szczyt upału. Znalazłem ocienione miejsce, żeby z kabiny piekarnika nie robić i czekam ranka.

Otworzyłem prawe drzwi i coś tam zrobiłem na szybko do jedzenia, choć od upału jeść się nie chciało, ale trzeba.

Starowinka na ulicy dreptała wytrwale, nie zwracając uwagi na upał. Ludzie wychodzili z pracy, szli do swoich klimatyzowanych aut, a starowinka dreptała. Jakoś tak zwolniła i zaczęła się chwiać. Ludzie mijali ją obojętnie, co najwyżej ktoś rzucił spojrzenie i szedł dalej. Podszedłem do niej i wziąłem pod rękę. Podtrzymałem, bo prawie upadała.Zaprowadziłem do kabiny, odpaliłem motor i włączyłem klimę.Chłód ją orzeźwił.

Zaczęła się rozmowa, taka tam okolicznościowa pogawędka.

Ja to już mam tyle lat, wie pan, wiek nie ten, zdrowie nie to, no i ten upał, ale dziś rocznica śmierci mojego Tadzia, jak mogłabym nie pójść na grób? Choć świeczkę mu zapalić, kwiaty położyć.

Dawno mąż zmarł?

Mąż?

No, pan Tadeusz.

Tadzio nie był moim mężem, to był mój narzeczony.

Narzeczony? Czyżby miłość w jesieni wieku? - zapytałem z uśmiechem.

O nie, my mieliśmy po 22 lata gdy się poznaliśmy, to było jesienią 1942 roku, wciągnął mnie do bramy, ocalił przed łapanką.

Milczałem. Sięgnąłem do przenośnej lodówki i nalałem starowince mineralnej. Mówiła dalej.

Mieliśmy się pobrać, ale wie pan, on był w konspiracji, kapral – podchorąży, strzelcem był wyborowym, Szwabów z ukrytych stanowisk ogniowych zdejmował w Powstaniu...

Miała takie młode oczy. Jakby nagle znów otoczyło ją morze ognia i gruzów, bohaterstwo i cierpienie.

Ale jak powstanie się kończyło, Szwaby z miotaczami ognia weszli, nie zdążył uciec...

O Boże, pomyślałem, jaka straszna śmierć! A ona mówi o tym tak spokojnie!

I nigdy nie wyszła pani za mąż?

Wie pan, powstanie upadło, ja byłam taka schorowana, bo wie pan, myśmy się chronili w kanałach, a tam, wie pan, nieczystości takie, zakażenia dostałam i nie myślałam, że będę jeszcze żyć, że tak długo... Ale Tadzio na mnie czeka, śnił mi się, on taki przystojny w tym mundurze...Taką niemiecką panterkę miał, zdobyczną, i buty oficerki....

Znów te oczy, młode i śmiałe.

Odwiozę panią do domu –powiedziałem. Skoro szla w taki upał na Powązki do swojego Tadzia, to nie mogło być daleko. Podała adres i pojechaliśmy.

Duża kawalerka w starym budownictwie. Wystrój wnętrza jak żywcem z lat 30stych. Pięknie, cicho, spokojnie. Sepia zdjęć na ścianach. Zastygłe na zdjęciach uśmiechy sprzed lat, twarze piękne, warkocze, okulary w okrągłych oprawkach, białe bluzki z dużymi kołnierzykami i on, tej jej Tadzio, nie skażone jeszcze to wszystko piętnem miotaczy ognia.

Wszystko zastygło w tamtych latach.Słuchałem tego, co mówiła. O tych wszystkich ludziach, którzy zginęli w powstaniu, o powrocie do zburzonej Warszawy, do jej miasta, o latach czekania na Anioła Miłosierdzia, który zabrałby ją do jej ukochanego Tadzia. O tych wszystkich rzeczach, które minęły, gdy ona przygotowywała się do spotkania z nim po drugiej stronie życia.

Ściemniało się, gdy wyszedłem.

Mandat za wycieraczką przypomniał mi, że to już inni ludzie i inna Warszawa. 

Yeti
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.