blog.etransport.pl
Podwójna ciągła
  
Arcymagowie albo zwalczanie prohibicji
2011-11-24

Zmierzch zapadał z wolna nad lasem, ostatnie promienie słońca przemykały między gałęziami brzóz, ptaki cichły w gęstwie.... Zdzichu kończył już nosić drewno, Pryta już dawno przytaskał kanistry i butelki, ale do misterium był jeszcze daleko....

Z nudów polerowałem miedziane rurki aparatury, kontrolowałem ich łączenia, badałem wzrokiem wężownicę i odstojnik.... Czekaliśmy na Mariana, który, jak zwykle po zmroku dowoził beczki z zacierem.

Pędzenie bimbru ma w sobie coś magicznego, liturgicznego nieledwie, jest niemal jak malowanie obrazu lub rzeźbienie figury w drewnie. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik, a przecież nie od matematycznych wyliczeń zależy końcowy efekt. Dasz za bogato z ogniem – wykipi. Dasz za mało –nie poleci.

Dobry zacier umiał we wsi zrobić tylko Marian, i nikt mu się w obowiązki nie wcinał, miał chłop dryg do tego i ręce złote, zresztą nijak było kraść komuś jego umiejętność... W mieście ludzie inne, wszyscy muszą umieć wszystko, na wsi każdy umie swoje, kto dach położyć, kto traktor naprawić, kto gnój trząść, a kto studnie kopać, a kto świniaka obuchem położyć i wyrobów swojskich naszykować. Szacunek też z tego u ludzi inny i każdy wie, do kogo się z potrzebą udać, w ten sposób wszyscy zarobek mają, a i więzi tu inne, głębsze niż u miastowych.

Nie mówiliśmy za dużo, bo i o czym? Wiadomo, Marian beczki przywiezie, dalej próbę wody na aparaturze się zrobi, czy gdzie nie kapie, żeby nie daj Pan Bóg nie jebło, jak pierwsze procenty pociekną. Za dnia próby robić nie można, bo po co dawać ludziom dymem znać, gdzieśmy się schowali?

Pryta był swój chłop, miał na imię Maciej, ale że do ulubionych jego napojów należało wino wiśniowe, to i imię jego zapomniane zostało. Nie to, żeby Pryta sklepowe siary pijał, o nie! Sad on miał piękny, jeszcze ręką jego ojcapo wojnie nasadzony, a w nim – czego dusza bimbrownika zapragnąć może, śliwy, jabłka, grusze piękną, porzeczek czarnych i czerwonych niemało.... Sam też wino wiśniowe nastawiał w gąsiorach, które sam proboszcz chwalił.

Od niego też owoc na zacier pochodził, piękny, zdrowy, nie pryskany niczym, który jakim go Pan Bóg stworzył, takim do beczki trafił.

Dzielnicowego żeśmy się nie bali.Raz, że posterunek aż na trzeciej wsi się znajdował, a dwa, że córkę chrzcił będzie, a do kogo po napitki przyjdzie? Sklepowej wódki przecież na stół nie postawi. Wstydu za grosz musiałby niemieć....

Zdzichu dobrą rękę do ognia miał.Zawsze wiedział jak żar podtrzymać i w jakiej chwili ile i jakiego drzewa podrzucić, żeby wyrób jakość miał. Bez niego ani Marianowy zacier, ani moja aparatura, ani Pryty owoc żadnego efektu by nie dały.

Marian zmierzył zawartość alkoholu w półprodukcie.

  • - 12 procent, poinformował.

  • - Z byka się Marian urwałeś, 12 procent to samym zacierem nachlać się można! - Pryta nie bardzo chciał wierzyć.

  • - Nic nie z byka, nic nie z byka, taki mi wyszedł, śliwę żytem zaprawiłem....

  • - Matko Boska, jak pójdzie kranu, to ze 70% miał będzie, ale po życie odór jest silny...

  • - Nic nie silny, nic nie silny, odór cytryną zabijemy.... I nie 70, ale pod 83 - 4 procent podejdzie.

  • - Maniek! Bój się Boga, toż jak to pierdolnie, to własne chałupy z góry oglądać będziemy!

  • - Nie pierdolnie, nie pierdolnie, nie takie procenty się na Młodego aparacie wypędzało...

Zdzichu nie patrząc na nas dużym nożem kroił na desce chleb i soloną słoninę, jeszcze zimą zapeklowaną.

  • Na! Pojeść trzeba.. Jak rozpalę pod kotłem, to wnyki pójdę obejrzeć, może się co złapało, a przy okazji las obejdę, czy się kto nie kręci.

  • -Ty, Zdzichu, a tą sarninę wędzoną masz jeszcze? - zapytałem

  • -Mam, a tobie Młody po co ona?

  • -Mnie tam po nic, ale można by wziąć ze sobą.... Zawsze to grosz...

  • -Aaaaa..... widzisz, dobrze myślisz.

Zawinął się koło ognia i zniknął w gęstwinie zarośli. Marian z Prytą cicho pogadywali, Pryta konia ostatnio kupił za psi grosz, szukał mądrej głowy, żeby mu furmankę lekką wyszykować. Marian znał wszystkich.

  • - Do Cieślaka idź. On ci ładnie i niedrogo zrobi. Materiał masz?

  • -Mam, jest jesion suchy, ale skąd koła? Opony drogie....

  • -Nic się nie martw, na lotnisku leży od groma, weźmiemy ze dwie butelki i załatwi się kółeczka jak raz!

  • -Oj, jeszcze ojciec mój, to już 22 lata jak oczy zamknął, on to jeszcze umiał piękne drewniane koła zrobić, z obręczami.... A stary Stachu, ten kowal, co mu iskra jedno oko wypaliła, ten miał rękę do koni....

  • -Ten co z Twoim ojcem w partyzantce był?

  • -Taaaa.... on kiedyś Niemca gołymi rękami udusił... A Kasię, żonę jego, pamiętasz? Z ilu wsi się do niej schodzili, piękna była....

  • Gnój byłem, ale pamiętać pamiętam, piękna ….

Wkrótce wrócił Pryta, w sam czas, bojuż trzeba było dokładać pod kocioł. Jeszcze chwilka, jeszcze dwie i.... popłynęła malutka stróżka. Cichutko wijąc się wrurkach spływała do butelek, a my siedzieliśmy jak zaczarowani....

  • Pamiętacie jak młody Pakuła z dziadkiem piwnicę rozwalali?

  • Trudno nie pamiętać, do dziś śmiech....

Z młodym Pakułą i jego dziadkiem było tak: mieli taki loszek wkopany w ziemię, sklepienie tylko z cegieł wystawało z ziemi, ale z czasem, jak to na wsi, trawą zaszło. Loszek zaczął się zawalać i młody Pakuła postanowił go rozebrać i sklepienie od nowa położyć. Jego dziadek też za okupacji pędził, a żeby mieć co po kryjomu przed kobitą wypić, to w trawie na loszku chował, bo kto by tam po sklepieniu łaził?Wiadomo, jak to na wsi, z czasem i groch bujny tam wyrósł, tak, że dziadkowe butelki całkiem się schowały. Rozbiera młody Pakuła z ojcem sklepienie, rozbiera, aż tu łapka metalowa o coś szczęknęła.Powoli rozgarnęli trawę, ziemię delikatnie odsunęli, bo wiadomo co tam może być? Dziadek też do lasu na Niemca chodził, może i jaki granat, może mina?

Znaleźli butelki. Płyn przeźroczysty, na dnie osad. Z korka może centymetr zostało. Odbili jedną flaszkę i tak mniej więcej po secie żeby nie skłamać wypili. Porobili jeszcze z 10 minut i obydwa fik! - i leżą jak ścięte.

Ileż to lat ta berbelucha tam leżała mróz, nie mróz, upał nie upał? Kto to zliczy? W każdym razie takiej mocy nabrała, że po secie nie to, żeś uchlany chodził, ale władzę w nogach odbierała.

Pakułowa mordę od ucha do ucha rozdarła, zrobiło się zbiegowisko, ktoś od sołtysa po karetkę zadzwonił, ktoś z parafii po saperów. Ubaw był nieziemski, bo karetka ich obu z podejrzeniem paraliżu do szpitala zabrała, a saperzy jakieś żelazo po dziadku znaleźli, a glina ich ścigała skąd te wódkę mieli, gdzie kupili, bo Wojtasik, nasz dzielnicowy, wiedział, że Pakuły pędzić nie pędzą.

Pośmiali my się trochę, kanister zamknęli, i dla siebie coś niecoś zostawili. Po kielichu my trzasnęli dla sprawdzenia smaku i jakości. Dobre było. Łeb urywało razem z dupą.

Marian odstawił, żeby wystygło, a my zakrzątnęliśmy się koło zacierania śladów.

  • Ty Młody jutro po obiedzie przyjedź....W też przyjdźcie, sami z młodym nie poradzimy.

Popołudnie minęło nam na chowaniu pojemników z bimbrem w samochodzie. Następnego dnia pojechałem do Szwecji. Grzecznie zadeklarowałem celnikowi dwie butelki sklepowej wódki i kawał sarniny.

  • -To dla przyjaciela.

  • -Jasne, nie ma sprawy, ale aż litr mu pan wiezie?

  • -Dla niego to zapas na rok....

Kupiec w Szwecji był słowny. Wziął cały produkt i sarninę też. Podzieliłem pieniądze równo na cztery części i osobno dla Zdzicha za sarninę i pochowałem w te same schowki, w których przyjechał bimber. Tak to polska tradycja wiejska wpłynęła na nieskuteczność prohibicji w dalekiej Skandynawii....


Yeti
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.