blog.etransport.pl
10 kół i w drogę
  
!! !! !! Zima Zima Zima Nas Zaskoczyła !! !! !!
2014-02-13

Zima Zima Zima...!


A zima znów nas zaskoczyła.


Piątek jak zwykle wyjazd na narty.

Podstawienie godzina 19. Pakujemy, 50 par nart, 50 par butów, 50 toreb. Po pierwszych 20 kopmpletach kręgosłup stwierdził że chyba pora pomyśleć o podziale pomiędzy OFE i ZUS. Zimno -15 ale nie odpuszczamy. Zapakowani pod sam sufit luki pełne, nadkola to samo. Jak konie po westernie zmierzamy w strone Włoch. Jak to zwykle bywa postój siku kupa i tak w kółko.Cała noc przed nami.

Droga w kierunku Cieszyna upłyneła spokojnie prawie pusto. Potem zmiana Roberta (zmiennnika). Dociągnął za st. Polten droga taka sobie, mgła, miejscami śnieg.

Moja zmiana to samo dojechachłem do Innsbrucka znów zmiana i chwytam za aparat :) Brennero.

Na całej drodze do Włoch miejsce najładniejsze. Przełęcz przywitała nas pięknym słońcem, bezchmurnym niebem, po prostu to co w tej pracy cieszy.

Maniek dzielnie mknie pod górę nie wiedząc co to są podjazdy. W szybach jak i z samego przodu błyskają flesze aparatu. Miód na oczy.

Po kolejnych dwóch godzinach zaczynamy rozwózki po hotelach. Panie kierowco nie ma moich butów! Nie ma moich nart ! Nie ma mojej torby ! Nie ma mojej żony ! Nie, żona jest- CHOLERA!

Program standard w wydaniu polskiego turysty :)

Do zamieszkania przypadła nam Capriana w Val di Fiemme. Hotel za którym nie przepadam z.w. na wjazd. Najpierw po paru agrafkach, następnie wisienka na torcie, przejazd między dwoma domkami. Nie powiem Robert jak wjeżdżał to stwierdziłem co to to niE! Nie będę ! 3 dni pokazówki jak przejeżdżać, potem ogień!

Od niedzieli tydzień rozpoczął się spokojnie: śniadanie, stok, kolacja. Do czwartku...

Gdy tak sobie staliśmy pod stokiem gadka szmatka, aż tu nagle jak nie zaczynie pruszyć, i pruszyć, i pruszyć, coraz bardziej i bardziej, bez jaj ! Ile może padać. O 15 już wszyscy w autobusie ruszamy. Śnieg jak śnieg. Biały ubity i ani pługa ani piaskarki. Zima zaskoczyła włoskich drogowców.

Pomimo tego że na oponach m+s nie czuje tego na kierownicy, tym bardziej po gazem. Asr cały czas pracuje nie odpuszcza. Wydrapałem się już prawie na samą górę....Na ostatnim zakręcie pod hotelem maniek skapitulował ! Robuś wyskoczył wrzucił kliny pod koła, pasażerom podziękowaliśmy za jazdę, dalej na piechotę. Grunt że z buta mieli tylko jakieś 200m.

Inaczej się nie da ! Łańcuchy ! Ale jak...że co... jak to...?

Łańcuchów w życiu nie zakładałem, i stan tej rzeczy starałem się utrzymać. Nie udało się. Dwa worki po 20kg na drogę i młody ucz się !

Robert robi to w miarę sprawnie, ale do tej pory żałuję że nie przećwiczyłem tego na sucho.

Prawa strona narzucona, podjazd do przodu, spięcie klin, spięcie, podjazd, naciągnięcie.

Z lewej strony już nie było miejsca żeby się zakręcić z łańcuchami, więc wybraliśmy opcje kawałek pod górę i zakładamy, będzie ok. Skończyło się na podrzucaniu łańcuchów pod koła i bajońskim podjeździe 200m przez +- 40 min.

Jednak trzeba po powrocie przećwiczyć na sucho.


Następnie jak zawsze kolacja lulu...i metr śniegu z samego rana! CO to ***A JEST !!!

Prawdziwy metr śniegu. Piątek zostaliśmy już w hotelu, gdyż nie było sensu jechać autobusem i kopać tunelu łopatą.

Ale czym byłby dzień kierowcy bez odgarniania śniegu. Z nudów zakasaliśmy rękawy do pracy, pomarańczowe kamilzelki łopaty i robimy. Najpierw odkopaliśmy w czynie społecznym dwa autka, potem cały śnieg wokół hotelu. Popołudnie upłynęło na pogaduchach przy łopacie i grappie.

Dobrze że piątek.

Sobota znów pakowanie. Tym razem już do domu. Ulubiony dzień na nartach. Zapakowani zwarci gotowi ruszamy w kierunku domu. 7 hoteli zbiórka 50 par nart, 50 par butów, ...itd zus ofe.

Kawałek dalej na dojeździe do autostrady kiedy brakowało nam może z 12 km, układałem się do snu na fotelu. Wiadomo słonko lekkie zmęczenie, nagle zONk. Robert stwierdza że nie widzi nic w lusterkach, wychylam się patrze...SINO!!! Zjazd do barierek, rękawiczki, czapka, kurtka (BHP PODSTAWA) Jedne z szybszych 15 m. w karierze, klapa do góry, ZONK 2. Nic nie widać, czuć tylko jakby ktoś wodę gotował w czajniku. Decyzja-musimy zjechać do jakiegoś bezpiecznego miejsca. Padło na przystanek autobusowy. Znowu klapa w górę, wąż od chłodnicy, tylko czemu ten najgłębiej schowany. Kolanka, filtr powietrza, śrubki, przewody, OUT, nowa rura 30 L wody odpowietrzenie. Jazda dalej. Przez następne kilkanaście km szara chmura ciągła się za nami jak jakieś fatum! W sumie naprawa kosztowała nas: rura 60mm, jedna koszula, 2 kawy, jedna opaska metalowa, klucz 13 płaski (zaginął w akcji) czas naprawy 2h. Do Krakowa dojechaliśmy już bez żadnych problemów.

Podsumowując cały wyjazd, to dochodzę do wniosku że na początku jazdy autobusem trzeba zapłacić frcowe. Nauka wszystkiego jest trudna żmudna, ale grunt to chęci i pozytywne nastawienie. Zima w alpach to nie przelewki, a opony wymiękają na kopnym śniegu.

Dobrze że grupa z którą byliśmy wszystko przyjmowała na klatę, i zawsze był tylko uśmiech, i już w samym Krakowie gratulacje za przyjemną jazdę.

W końcu powrót do domu, uścisk żony, tradycyjnie mycie sprzątanie :)

Teraz szykuje się grupa Żydowska ale to już w następnej relacji.


P.s. Film z zeszłego roku gdyż w tym roku jeszcze nie nagrałem.







kamilek2

kamilek2 o sobie

Cześć Wszystkim ! Nazywam się Kamil mam 24 lata i jeżdżę autobusem w turystyce krajowej i zagranicznej. Wożę ze sobą wszystko co zechce się zabrać autobusem a w szczególności: 750 litrów paliwa i rower. Praca którą wykonuje jest moją pasją którą kocham i której się w pełni oddaje. Zawsze spotykam ciekawych ludzi, zwiedzam nowe miejsca czemu nigdy nie jest nudno. We wszystkim co robię zawsze wspiera mnie moja Małżonka :) Kochanie kanapki robisz super. Zapraszam gorąco do lektury i zawsze pozdrawiam z innego miejsca w europie.