Podczas wielu lat mej pracy zjeździłem pół Europy, odwiedzając setki, a może i tysiące przeróżnych firm. Nigdzie nie spotkałem przedstawiciela ww wspomnianej formacji, a rozrost tej niewątpliwie nieproduktywnej grupy zawodowej w naszym kraju po prostu lekko mnie przeraża.
Generalnie rzecz biorąc, prowadząc milczącą obserwację, podzieliłbym ich na kilka grup.
Grupa pierwsza - ochroniarz prawdziwy, inaczej zwany właściwym
Do tej grupy nie mam zastrzeżeń, bo wiadomo, że wartościowe transporty potrzebują ochrony i z reguły pieczę nad nimi sprawują ludzie wysoko wykwalifikowani, sprawdzeni pod względem psychologicznym, merytorycznym oraz każdym innym. I tu pełny szacunek. Nie dotyczy konwojów autami typu lanos czy cinquecento z magiczną literką "K" za szybą.
Podobnie sprawa się ma z tzw. bodyguardami, czyli ochroniarzami osób ważnych, lub mniej ważnych, aczkolwiek zasobnych i mających kaprycho bycia pod parasolem wynajętych fachowców. Całkowicie zrozumiałe i nie budzące wątpliwości, dlatego pozostawiam tę grupę bez komentarza i ten artykuł ich nie dotyczy.
Grupa druga - ochroniarz marketowy
Stoją z reguły przy wejściach do sklepów wielkopowierzchniowych, z trzeszczącymi krótkofalówkami rozkręconymi na "full". Mam wrażenie patrząc na tych osiłków, że nie spełniły się ich sny o byciu "Rambo", tudzież innym "Brudnym Harrym". Sterczą z reguły przy bramkach wejściowych, prowadząc ożywioną konwersację z dziewczynami z "Biura Obsługi Klienta" i chyba ich jedyną rolą jest wzbudzanie w klientach odczucia, że każdy z tych klientów jest potencjalnym złodziejem, ale dzielne służby nie pozwolą nic wynieść. Nie daj Boże, jak trafią na jakiegoś małolata, który dla sportu, albo może i z niższych pobudek, próbował nieudolnie wynieść np. gumę do żucia. Wtedy dzielni chłopcy mogą zaprezentować swój potencjał przed kolegami i koleżankami przede wszystkim. Mieliśmy kilkanaście przykładów pobić w supermarketach, przytaczanych w kilku telewizyjnych programach interwencyjnych, więc nie drążę tego wątku, bo wiadomo co i jak.
Albo tacy stojący przed marketem, czyli na parkingu. Patrzenie na "lebiegę" metr siedemdziesiąt pięć i wadze dobrego kurczaka, stojącego w 30 stopniowym upale, w pełnym rynsztunku, czyli: buty z cholewką, spodnie typu bojówki, kamizelka kuloodporna wzbudza we mnie jedynie uśmiech politowania. Do tego obowiązkowe kajdanki (i tak nie wolno mu ich użyć), no i policyjna pałka tomfą zwana (także bez prawa użycia). Proponuję dołożyć chłopakom jeszcze komplet odzieży chroniącej przed promieniowaniem radioaktywnym i atrapę moździerza, a i tak nie będą potrafili upilnować miejsc dla niepełnosprawnych, albo zdyscyplinować nieprawidłowo parkujących. O kradzieżach akcesoriów, czy całych aut już nawet nie wspomnę.
Na pewno zaraz u kogoś z Was pojawi się myśl, że przecież jakby ich nie było, to pół sklepu by wynieśli. No, zgadza się. Ale można chronić w cywilizowany sposób. Kiedyś będąc z bratem w Niemczech, weszliśmy do jednego sklepu znanej marki, oczywiście rozmawiając po polsku. Niemcy są z wiadomych względów bardzo czujni na naszą narodowość. Buszowaliśmy pośród regałów i dopiero po dłuższej chwili zorientowaliśmy się, że mamy "na ogonie" "przyklejonego" osobnika. Jednakże prowadzona przez niego obserwacja była praktycznie niezauważalna dla nas i tym samym nie dano nam odczuć, jakie obawy mieli w stosunku do nas, jako przedstawicieli narodu polskiego.
Grupa trzecia - ochroniarze dziadkowie
To chyba najbardziej rozpowszechniona grupa. Emeryci, renciści i osoby nie w pełni sprawne, wypełniający tony nikomu niepotrzebnych papierków i obsługujący urządzenie wymagające specjalnych kwalifikacji, zwane szlabanem.
Wjeżdżając na teren polskiej firmy, nieważne czy zatrudnia 7 czy 7000 osób, wita mnie pan ochroniarz siedzący w budce broniący dostępu do firmy. Zawsze padają te same pytania. Nazwisko, imię, numer dowodu osobistego, z jakiej firmy, numer rejestracyjny samochodu, marka pojazdu. Pan ochroniarz mozolnie wpisuje wszystkie dane do przepastnej księgi, po czym nie mniej mozolnie wypisuje przepustkę. No dobra, numer rejestracyjny i nazwa firmy OK. Ale przepraszam, jakim prawem ktoś żąda ode mnie nazwiska i numeru dowodu? W kraju, gdzie ustawa o danych osobowych nie pozwala umieszczać lokatora w spisie klatkowym? I jeszcze numer dowodu. Po co to komu? W końcu gdybym coś narozrabiał, to mając numer rejestracyjny auta i nazwę mojej firmy dojdą do tego, kto nabruździł. Zresztą, nie wiem, jak wyraźnie mówię, to i tak potrafią z Kowalskiego zrobić Kowalewskiego albo i Kowalczyka, a jak w rubryce marka piszą Reno albo Iweko, ehh...
W piątek bodajże, byłem w dużej fabryce sprzętu AGD w Łodzi. Zatrzymałem się przed szlabanem, wziąłem dokumenty i idę do wspomnianej budki zarejestrować wjazd. Wyskakuje ochrona i woła "wróć się pan". Ale o co chodzi? Bo z tej strony nie wolno przechodzić, tylko trzeba z tamtej, a tu są kamery i jak zobaczą, to mi 50 złotych odciągną od pensji. No, właśnie. W całej Europie chyba jest monitoring i przy bramie nie ma żadnego "ciecia", tylko domofon, przez który zgłasza się chęć wjazdu. Podaje ewentualnie numery załadunkowe, po czym z reguły sympatyczna pani informuje, gdzie należy po wjeździe się udać. I jeszcze jedna zasadnicza różnica. Magazynier jednocześnie z załadunkiem wystawia bądź wydaje dokumenty przewozowe i jest jedyną osobą w danej firmie, z którą ma się bezpośredni kontakt. Ale nie u nas. W Polsce oprócz "dziadka bramowego" w magazynie przy rampie siedzi kolejny. Nie wiem, może sprawdza magazyniera czy równo palety wkłada na samochód. Bo choćbym nawet nie wchodził na magazyn (coraz częstsza praktyka), to chyba nie kontroluje magazyniera. W końcu ten odpowiada pod względem ilościowym w czasie remanentów.
Grupa czwarta - niespełnione dominy
Osobną grupę w tej profesji stanowią nasze kochane "kobiałki". Oczywiście nie chcę tu uogólniać, jako że wszędzie są ludzie i ludziska, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że miażdżąca większość ma zakodowane trzy słowa. "Facet to świnia". Sposób, w jaki się odzywają, nie pozostawia cienia wątpliwości, kto tu rządzi. I broń Boże żadnych dyskusji. Jednakowoż sądzę, że to temat na dywagacje z zakresu zranionej osobowości, albo niespełnienia seksualnego. Nasuwa mi się jednak taka myśl, że zamiast napisu "Security" powinny nosić plakietki dawnej rumuńskiej służby bezpieczeństwa. Zostawię ten temat w spokoju, gdyż z zakresu psychologii może miałbym tróję. A jeśli któraś to przeczyta?
Podsumowanie
Po co to piszę? Chciałbym w ten sposób zaprotestować ostentacyjnemu traktowaniu mnie jak potencjalnego złodzieja. Jeśli już ktoś się boi, niech robi to w sposób cywilizowany i dyskretny. (Zazwyczaj dużo bardziej skuteczny.) Dlatego, że drażni mnie zapisywanie moich danych, zupełnie niepotrzebnie, a mogą one zostać wykorzystane przeciw mnie, a tego bym sobie nie życzył. I w końcu dlatego, że w dobie dzisiejszego kryzysu oraz braku rąk do pracy, można te rzesze bezproduktywnych ludzi, produkujących tony bezużytecznych papierów, wykorzystać do powiększania naszego PKB. Na pewno przyniosłoby to również wymierny zysk w wielu firmach, gdyby chociażby zamiast obsługi szlabanu, ktoś zajął stanowisko operatora miotły ręcznej. Wielu z tych ludzi ma kwalifikacje na pewno większe niż prasówka codzienna, lub odbicie karty w czytniku, na drugim końcu zakładu co 55 minut. (Taki nowy sposób, żeby nie siedzieli cały czas w budzie).
Pozdrawiam ludzi pracy, do których i ja się zaliczam
Skomentuj » |
etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Przeczytaj inne teksty Borsuka
Borsuk 6x9 o sobie