blog.etransport.pl
Marcin63
  
W lodach Północy
2019-06-01


W połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, gdy zimna wojna pomiędzy ZSRR i USA z każdym rokiem nabierała większego rozpędu,  na terytorium naszej Kanady rozpoczęła się gigantyczna budowa instalacji radarowych, które nazwano Liniami Wczesnego Ostrzegania  - w skrócie DEW Lines /The Distant Early Warning Lines/. Było ich trzy. Ta „najwyższa” - czyli najbardziej wysunięta na Północ - przebiegała od Alaski aż po Ziemię Baffina wzdłuż wybrzeży Oceanu Lodowatego. Ogromny, niedostępny obszar. Budowę rozpoczęto w 1956 roku.

Dowiezienie na tamte tereny materiałów budowlanych - stali, cementu, kabli itd. wymagało skomplikowanej operacji logistycznej, która nawet dziś - po 60 latach - zdumiewa i byłaby niesłychanie trudna do przeprowadzenia. Mimo to - po naprawdę mrożących krew w żyłach przygodach - osiągnięto sukces, który w jakiś dziwny sposób został zapomniany.

Oto jak wyglądał ten rajd gigantów:

 W trasę wyjechało jedenaście Macków LRVSW wyposażonych w silniki Cummins VTA28  o 1710 calach pojemności skokowej. Miały moc 600 koni mechanicznych i moment obrotowy 1600 funtów. Skrzynie biegów Mack Duplex.Każdy z trucków ważył 22 tony, a waga całego zestawu  /ciągnk, naczepa i ładunek/ wynosiła 333, 000 funtów. Tylne osie mierzyły 12, 5 stóp, opony 5 stóp, zbiorniki na paliwo o pojemności  5500 galonów były zamontowane na naczepie, które z kolei miały 65 stóp długości. Trucki były napędzane w systemie 6x4 jakkolwiek niektóre z nich /według relacji paru żyjących uczestników/ miały napęd także i na przednią oś /6x6/.

Trucki nie miały sleeperów. Były "day-cabs". Żeby zabezpieczyć jakie takie warunki do odpoczynku  dwa z nich ciągnęły baraki-sypialnie, w których zmęczeni kierowcy mogli się przespać i coś zjeść. Zmiany trwały 12 godzin i jechano bez przerw  chyba, że któryś z pojazdów zakopywał się w śniegu, wpadał w jakąś wyrwę albo po prostu wymagał naprawy. "Drogi" czy raczej ledwo przetarte dukty wygniecione były wcześniej przez buldożery. Nazywano je "cat-roads" od buldożerów caterpillar. Przygotowanie tych cat-roads to temat sam w sobie i z całą pewnością wrócę do niego w przyszłości.

Trucki  były wyprodukowane w w macierzystych zakładach Macka w Allentown, Pennsylwania. Zamówienie złożono w połowie 1956 roku. W 9 tygodni później trucki były już dostarczone do Seattle. Z mojego punktu widzenia te 9 tygodni, które obejmują także kolejowy transport Macków z Pennsylwanii  do Seattle to jest fantastycznie krótki czas. W porównaniu do naszych czasów, gdy na zamówionego trucka czeka się często gęsto po pół roku te 9 tygodni to jest naprawdę imponujący termin!

To były rzeczywiście inne czasy i inni ludzie. Ale tak było! Jeszcze wymowniejszym przykładem może tu być produkcja słynnych lokomotyw  Baldwina w Eddystone, Pennsylwania, które w latach 20-tych i 30-tych produkowano średnio w ciągu ośmiu tygodni od momentu złożenia zamówienia - i to bez względu na rozmiar i specyfikację! Mniejsza z tym.

Jak powiedziałem  Macki zostały przewiezione koleją do Seattle a stamtąd promem do Valdez na Alasce. Z Valdez ruszyły już o własnych siłach do Eagle nad rzeką Yukon i dalej pięćset milową trasą nad McKenzie. W Norman Wells konwój zaopatrzył się w paliwo i ruszył dalej na północ, przekroczył Podbiegunowe Koło i doszedł do wybrzeży oceanu. W porównaniu do przebytych męczarni na cat-roads - jazda po względnie równym lodzie wybrzeża była prawdziwym oddechem.  W końcu osiągnięto Coppermine, które dzisiaj nazywa się Kugluktuk.

Wszystko to przebiegało w przeraźliwych mrozach, które niejednokrotnie przekraczały -50C.   

Fragmenty tej wielkiej, trudnej do wyobrażenia operacji można obejrzeć na youtube. Wystarczy wpisać Arctic Convoy With Giant Mack Trucks.

Co było dalej? Czy Macki przetrwały morderczy test? Co się z nimi stało?

Wszystko wskazywało  na to, że to była jednorazowa operacja. Wiem, że cztery z nich zostały później sprzedane do Usibelli Coal Mine koło Healy na Alasce a pozostałe zostały przewiezione do Edmonton, Alberta. Próbowałem odtworzyć ich dalsze losy, ale z małym szczęściem. Jeden "odnalazł się" już w latach 60-tych w północnym Saskatchewanie  i dożywał swych dni na złomowisku. Opowiadano mi, że był ktoś kto chciał go odrestaurować i przywrócić do dawnej świetności, ale mimo różnych prób nie udało mi się do niego dotrzeć.

Tyle o tej dawnej, zapomnianej dziś historii.

Być może są wśród naszych Czytelników entuzjaści, którzy mają o niej więcej informacji. Byłbym bardzo wdzięczny za kontakt.

Marcin63
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.