Wiem, że nie wszyscy lubią Marka Hłaskę. Są tacy, którzy jego książek nie biorą do ręki, bo uważają, że w "tamtych czasach" nie było nic dobrego! Socrealistyczna propaganda, stalinowskie ZMP i w ogóle dziadownia!
Ja go jednak lubię a nawet więcej - mam do niego jakiś
osobisty stosunek. Może przez tę jego warszawskość, która zawsze była tak bliska
mojemu sercu. Do Warszawy bowiem przyjechałem w 1962 jako kilkunastoletni
chłopak i nie trwało długo gdy zakochałem się w niej "na zawsze". Nie
wiem jak to się stało, bo pochodziłem z głębokiego południa Polski i gdzie mi
tam było do stolicy - a jednak! Może przez kolegów, a może przez wielogodzinne
włóczęgi po mieście, w których docierałem do najdalszych dzielnic... nie wiem.
"Warszawa da się kochać!"
Wychowany w
małej, podkarpackiej mieścinie chłonąłem Warszawę całą swoją świadomością. Było
też mnóstwo radości z poznawania nowego,
ale też niemało kłopotów, bo jak się ma naście lat to z kłopotami jest się za
pan brat.
No więc Hłasko
uosabiał tamtą, moją Warszawę, w której
tak byłem zakochany. Pewnie, że był ode mnie o kilkanaście lat starszy i moja
Warszawa to już nie była tak zupełnie tą jego Warszawą, ale nie ze wszystkim,
nie ze wszystkim. W początkach lat sześćdziesiątych stał jeszcze i "miały się całkiem dobrze"
ruiny tak zwanego Dzikiego Zachodu, Pałac Kultury błyszczał
nowością, jego iglica lśniła w majowym
słońcu, a na Foksal tętniła pełnym
życiem słynna Kameralna. Gdy w 1969 i 70 roku chodziłem tam do baru, albo z
kolegami na tak zwaną małą wódkę, wspomnienie Marka Hłaski było tam jeszcze
bardzo żywe. Pamiętał go szatniarz, niektórzy starsi kelnerzy.
Ale w tamtym
czasie o Hłasce mówiło się już jednak nie za głośno... Nie za głośno...
A potem w
bibliotece UW przeczytałem jego książkę wydaną jeszcze w 56-tym pod tytułem "Pierwszy
krok w chmurach". No i tam właśnie natknąłem
się na opowiadanie "Baza Sokołowska".
To jest
truckerskie opowiadanie. Właśnie truckerskie. A że tchnie socrealizmem, partią,
stalinizmem i wszystkim tym w czym kąpała się tamta rzeczywistość to co? Tak
było. Młodzi ludzie z milionem wojennych blizn, z poniszczonych, rozbitych
rodzin otwierali się na nowe hasła, świeży entuzjazm odbudowy i walkę o lepsze
życie bo to, które im dotąd przypadło było krwawą zmorą, o której chcieli
zapomnieć.
To jest
truckerskie opowiadanie o transporcie lat czterdziestych. Stare, wysłużone
amerykańskie ciężarówki - dżemsy /GMC/, doczki /Dodge/, Ople Blitze i ZIS-y -
nawiasem mówiąc skopiowane z
International - to był ich park maszynowy. Warszawska Wola, ulica Sokołowska i
plac ze starym magazynem i warsztatami naprawczymi.
Stale psujące
się, benzynowe cieżarówki, naprawy na skraju drogi, zima, zmiennicy, walka o
każdą część i bezsenne noce gdy czasami, w mrozie i zadymce trzeba się było położyć
na rozłożonym kożuchu i wyciągać tłok bo poszła panewka. Trzeba było wyciągać i
liczyć na to, że dojedzie się jakoś na pięciu cylindrach bo znikąd pomocy a
ładunek trzeba dowieść.
I te rozmowy -
dziś już prawie niezrozumiałe:
"Wentle
popalone, dlatego wali w karburator...
Coś pan, panie
Edziu - dychtung puścił pod głowicą i fałszywe powietrze łapie."
Lodowaty, zimowy
świt. Wozy nie chcą zapalać więc "kierowcy ciągają jeden drugiego żeby
tylko silnik załapał i zaskoczył".
A wcześniej jeszcze mordercze kręcenie korbą.Na podrywkę go, na podrywkę!
Kierowcy robili
za mechaników, nikt nie latał do warsztatu z byle głupotą. Każdy coś umiał, coś
kombinował i miał za punkt honoru dojechać z trasy do bazy o własnych siłach.
Trasy do
Wrocławia, Kłodzka, Bystrzycy to był ich "highway", który mógł trwać
parę dni - zależnie od stanu dróg, wytrzymałości wysłużonego wozu i
wyczerpanego kierowcy.
Trucki myte ropą
żeby się świeciły. "Wozy jak lalki"!
Rok 1948. Prawie
prehistoria, ale tak było. Jak się ma w drodze kiepski dzień, jak na tablicy zapala
się jakieś światełko a dyspozytor wyrywa z czymś beznadziejnie głupim, dobrze jest wtedy przeczytać "Bazę
Sokołowską". W polskiej literaturze jest to jedno z nielicznych prawdziwie
truckerskich opowiadań. O ludziach i ich pracy w transporcie w tamtych
trudnych, powojennych latach, gdy zaczynano nowe życie, odbudowywano
zniszczenia, cieszono się każdym
sukcesem i wierzono, że musi być dobrze!
To jest
opowiadanie o dobrej pracy.
katharsis (2017-11-18 21:28:09) | Dobry tekst. Nadawałby się na obwolutę książki Hłaski. |
PULASS (2018-07-07 23:49:00) | ciekawy jest też film pt. baza ludzi umarłych z 1959 |
Zobacz więcej » |
etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Przeczytaj inne teksty Marcina63