blog.etransport.pl
Marcin63
  
Fragment mojej ksiazki pt. "Książęta Highwayu"
2012-03-13

"...Drugim tematem - a dla niektórych absolutnie pierwszym - były kobiety! To był dopiero temacik! Skończyć go nie można było! Każdy coś tam miał. Każdego coś tam łaskotało, ściskało, dusiło! Ach, te kobiety!!!

A wszystko przez to, że mieliśmy za mało seksu! Duuużo za mało! Czego tu się zresztą spodziewać, jak się ma taką pieprzoną pracę, która odrywa człowieka na całe tygodnie od ukochanej kobiety?! Przyjeżdżało się raz w tygodniu i liczyło na nie wiadomo co - a mogło się tak zdarzyć, że kobieta miała akurat okres i z całego wielkiego oczekiwania wychodziły nici, czyli albo wielkie pijaństwo, albo onanizowanie się w łazience, albo i jedno, i drugie! A przecież to drugie można też było robić w trucku!

Ale bez przesady - nie to było najważniejsze, bo przecież żeby nie wiedzieć co, najbardziej liczyły się po prostu chwile z Nią, wspólne śniadania, rozmowy, pocałunki... Chwile wyrwane z nieustannej harówki - takie oazy łagodności i miłości, które tylko ukochana kobieta umie dla nas wyczarować.

Ale przy wszystkich innych problemach w kwestii kobiet czaił się jeden prawdziwy diabeł - najgorszy ze wszystkich - prawdziwy Lucyfer - a była nim zazdrość! Zielonooki potwór!

To było straszne. Jak już coś takiego człowieka dopadło, to nie było ratunku - całkiem tak jak z rakiem trzustki - wyrok śmierci!

Znałem truckerów, którzy wynajmowali detektywów, aby śledzili żony - co robią, gdy oni są w trasie.

Znałem truckerów, którzy każdą wizytę w domu zamieniali w piekło awantur i wymówek.

Znałem truckerów, którzy wnosili sprawy o rozwód na podstawie wyssanych z palca przypuszczeń, że żony ich zdradziły!

Znałem w końcu truckerów, którzy wydzwaniali do domu w dzień i w nocy - szczególnie w nocy - i to co pół godziny, którzy podcinali żyły, wieszali się w trailerach...

Zazdrość to jest choroba, z której ogromnie trudno się wyleczyć! To jest trucizna, która wysysa siły, zdrowie, niszczy wszystko, co dobre i w końcu zabija - i to zabija w zły sposób - z jadem i przekleństwem na ustach.

Rozmawialiśmy o tym czasami, ale ostrożnie, bez emocji i bez przeginania pały.

Opowiadał mi kiedyś Antek, że jak siedział w kryminale, to miał przez jakiś czas pod celą młodego chłopaka, u którego ludzie wyczuli, że jest zazdrosny o babę. Wtedy się zaczęło. Nie było chwili bez nękania, jak to ona teraz jęczy pod chłopem, a ty tu siedzisz zapuszkowany jak śledź i jak wyjdziesz, to będziesz niańczył nie swojego bachora i tak dalej, i tak dalej. Chłopak cierpiał jak potępieniec, wył, jęczał, klął i płakał. A ludzie, jak to ludzie - jak zobaczyli, co to z niego za mięczak - dalej mu do wiwatu!. W końcu - opowiadał Antek - przecwelili go bez mydła i to już był koniec - chłopak rozerżnął sobie w nocy gardło przemyconym kawałkiem żyletki i w tym bólu i z rozdartym - w przenośni - sercem, a gardłem dosłownie - przeniósł się do innego świata, gdzie myślę, że dobry Bóg ulitował się nad jego cierpieniem i chorobą i przyhołubił do swego miłosiernego serca. Tego już Antek nie mówił, ale widziałem, że było mu go żal i nawet przez głowę mi nie przeszło pytać o to przecwelenie!

No więc, rozmawialiśmy o kobietach. Niektórzy nieładnie, niby z pieprzykiem ale jakoś za otwarcie, na CB... Niektórzy miło, spokojnie i pamiętając, że to prywatność. Ale cokolwiek by powiedzieć, to w truckingu ten problem jest nierozwiązywalny! Tak jak z marynarzami, którzy wypływają w morze.

Rozłąki są złe - zawsze złe. Nie mówię, żeby siedzieć stale na kupie i non stop zawracać kobicie głowę, ale co za dużo, to niezdrowo.

Stąd właśnie coraz częściej pytano mnie o tę pracę lokalną, o krótkie kursy, które pozwalały być częściej w domu - najlepiej tak co drugi dzień, a jeszcze lepiej codziennie - ale takiej pracy było mało, a jak już była, to za mniejsze pieniądze.

Mój Cottrell był nielicznym wyjątkiem, chociaż nie jedynym, bo w obrębie wielkiego Toronto było parę naprawdę dobrych firm obsługujących rynek lokalny, tzw. P&D, które płaciły ładne pieniądze. Może dziś trudno w to uwierzyć, ale są na to świadkowie dysponujący dokumentami, że w niektórych firmach płacących na wagę i za pick-upy można było zarobić dziennie do tysiąca dolarów! Dziennie! Pewnie, że nie każdego dnia, ale często. Zarobki dochodzące do 150 tysięcy na rok nie były czymś wyjątkowym, a pamiętajmy, że mówię tu o połowie lat osiemdziesiątych, gdy diesel kosztował 35 centów i wszystko było relatywnie tańsze!

W takiej sytuacji ci, którzy już te prace mieli - trzymali się ich jak rzep psiego ogona, nie brali urlopów i w ogóle robili wszystko, żeby z tego złotodajnego źródła wypić jak najwięcej. Stąd też nie było przyjęć a jeśli już, to mało. Szczęśliwi truckerzy siedzieli w tych firmach latami i dlatego w pracach na mieście rotacja była niesłychanie wolna - nie tak jak na highwayu, gdzie kierowcy przeskakiwali z jednej firmy do drugiej i każdą z nich traktowali jak nie przymierzając prostytutkę!

No więc, właśnie - jak już się tak zgadało o prostytutkach, to nie gubiąc zaczętego tematu, nie mogę pominąć pewnej historii, która wiąże się zarówno z pieniędzmi, jak i z kobietami, a także z zazdrością, chorobą i życiowym bankructwem.

Jak już się tak zgadało o prostytutkach, to nie gubiąc zaczętego tematu, nie mogę pominąć pewnej historii, która wiąże się zarówno z pieniędzmi, jak i z kobietami, a także z zazdrością, chorobą i życiowym bankructwem. A oto ona:


Wieczorami snuły się po truck stopach "lot lizards", czy jak to się dawniej mówiło: "commercial comfort" albo "commercial beavers". Włączały się na CB i ciepłym, seksy głosem proponowały "company" albo "relaxation". Nazywały siebie "dates". Wieszały na stopniach, pochylały głęboko na środku parkingu i robiły, co tylko mogły, żeby zwrócić na siebie uwagę. A truckerzy, jak to truckerzy - czasem dawali się skusić na tę małą chwilę marnej "przyjemności". Bywało, że płacili za to niewspółmierną cenę, bo szczególnie na Midwest syfilis szalał na highwayach, żeby nie wspomnieć o całym wachlarzu innych, mniej "skomplikowanych" dolegliwości. Dziewczyny często były brudne, niechlujne, często śmierdziały parodniowym niemyciem i niepodmywaniem, bo przecież bywało, że przeskakiwały z trucka do trucka - no to i gdzie się tak dalece miały kąpać? Biznes to biznes - nie ma czasu na odpoczynek! Powycierały się tylko jakimiś tam kleenexami, a częściej restauracyjnymi serwetkami, i dalej do pracy! W dużej mierze ograniczało się to do blow-jobów albo jakichś niby "egzotycznych" masażów, ale wszystko to była jedna wielka szmira i smutek! Były wśród nich prawie dzieci - wyniszczone nastolatki po nie wiadomo jakich przejściach!

Marcin63
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.