blog.etransport.pl
Marcin63
  
Baza ludzi umarłych
2012-03-05

  PDF Print E-mail
   
 

O ile „Cena strachu” jest według mnie najlepszym truckerskim filmem w ogóle to „Baza ludzi umarłych” jest z całą pewością najlepszym polskim filmem o kierowcach cieżarówek.

Ten słynny obraz Czesława Petelskiego nakręcony w 1958 roku jeszcze dzisiaj robi wrażenie i hipnotyzuje realizmem.

Jego fabuła opiera się na noweli niezapomnianego Marka Hłaski pod tytułem „Następny do raju”. Historia twarda, surowa, oddająca klimat tamtych dawnych, trudnych dni kiedy świeże były jeszcze wojenne wspomnienia.

Rzecz dzieje się w Bieszczadach niedlugo po zakonczeniu wojny. Grupa kierowcow z nie zawsze czystą przeszłością zwozi drzewo z lasów. Kraj jest w odbudowie – drewno potrzebne jest w przemyśle i budownictwie. Normy napięte do granic wytrzymałości a sprzęt, który mają do dyspozycji jest w ruinie. Na górskich, zaśnieżonych drogach potrzebne by były wyjątkowo sprawne wozy no ale cóż – to co jest musi wystarczyć. Nowe ciężarówki mają dopiero przyjść! To oczekiwanie na mityczne „nowe wozy” przewija się przez cały film.

Wszystko czym ci truckerzy spod ciemnej gwiazdy dysponują to ciężarówki z wojennych dostaw. Angielskie Bedfordy, amerykanskie GMC CCKW z brezentowym daszkiem nad kabiną kierowcy, jeden Federal i jedna Tatra T111.

Stan tych wozów jest gorzej niż opłakany ale ciągle jeszcze pracują zwożąc ścięte w górach pnie. Wszystko to urąga jakimkolwiek warunkom bezpieczeństwa ale nikt o to nie dba. Ważny jest przerób. Ważna jest ilość zwiezionego drzewa a nie jakieś tam narzekania, skargi i niewygody! Wojna minęła! Trzeba pracować cała parą, odbudowywać zniszczony kraj a nie oglądać się na drobiazgi i „burżuazyjne fanaberie”!

GMC CCKW to słynne „jamesy”. To właśnie one zostały użyte w Red Ball Express – gigantycznej operacji transportowej podjętej przez Amerykanów w 1944 roku w celu zaopatrzenia walczących oddziałów. Były produkowane w różnych wersjach ale w filmie pokazane są dwu i pół tonowe z napędem na wszystkie osie. Dwie i pół tony! To wszystko! A ładunki przekraczały prawdopodobnie dziesięć ton! Silnik 102 KM, maksymalna szybkość 75 km na godzinę! Takie parametry wydają się dziś żartem ale jak by na to nie patrzeć – w „Bazie ludzi umarłych” GMC dają sobie radę znakomicie. I pomyśleć, że ta odległa placówka transportowa w górach nie ma właściwie żadnego warsztatu, żadnych zapasowych części – po prostu niczego! Wszystko co tylko można naprawić we własnym zakresie kierowcy naprawiają sami! Jeśli chodzi o coś poważniejszego to holują trucka do miasteczka ale to już wtedy gdy trzeba zrobić kapitalny remont! Może trochę przesadzam ale tak to mniej więcej jest pokazane. Paliwo przywozi się w beczkach. Pnie drzewa ładuje się ręcznymi wyciągarkami kręcąc korbami a potem tylko parę przerzuconych łańcuchów i to wszystko! Trucki przeładowywane są w makabrycznym stopniu i z tym diabelskim, piętrzącym się ładunkiem jadą leśnymi, górskimi drogami. W „jamesach” nie ma mowy o jakimkolwiek ogrzewaniu. Zresztą w żadnym wozie biorącym udział w filmie nie ma takiego „luksusu”. Mało tego – brezentowy daszek w żadnym razie nie ochrania kierowcy. Jest taka scena gdy jeden z kierowców – Orsaczek – grany przez Romana Kłosowskiego – wsiada w czasie ulewnego deszczu do trucka wprost na kompletnie nasączony wodą fotel. Deszcz leje się wprost do kabiny. Daszek jest dziurawy jak sito.

W filmie jest też miejsce na miłość, zazdrość, walki na pięści i partyjne zaangażowanie ale w rzeczywistości rzecz jest o beznadziejności i pokręconych losach ludzi wyrwanych z piekła wojny. Każdy z nich niesie ze sobą bagaż wspomnień, które bolą jak dawne, niezagojone rany.

I ciągle – w czasie karkołomnych jazd, w czasie najrozmaitszych perypetiach na śnieżnych, bieszczadzkich duktach i w ogóle w czasie całego filmu – towarzyszy nam dawna warszawska piosenka – raz grana, raz śpiewana a jeszcze raz wykonywana w kościele na organach jako Requiem:


Nieprzespanej nocy znojnej

Jeszcza mam na ustach ślad

U grubego Joska na ulicy Gnojnej

Zebrał się ferajny kwiat

Bez jedzenia i bez spania

Byle byłoby co pić

Kiedy na harmonii Feluś zaiwania

Trzeba tańczyć, trzeba żyć!

Harmonia na trzy czwarte z cicha rżnie

Ferajna tańczy, wszystko w zdrowiu!

Z szacunkiem bo się może skończyć źle

Gdy na Gnojnej bawimy się!”


Ładna, trochę nostalgiczna piosenka ale mniejsza o nią - wróćmy do trucków.

Jak wspomniałem w filmie widzimy też słynna Tatrę T111. „Słynną” dlatego, ponieważ Tatra była najlepszym wozem ciężarowym produkowanym w naszej części Europy. Z całą pewnością. Ten wóz – produkowany w Czechach od 1942 roku służył w swoim czasie niemieckiemu Wehrmachtowi, sprawdził się na Syberii, korzystali z niego Rumunii, Węgrzy i kto tylko potrzebował silnego, niezawodnego trucka. Napęd 6x6, silnik o mocy 210 KM przy 2250 obrotów no i ładowność przeszło 10 ton! To był solidny truck, który jeśli chodzi o niezawodność przewyższał amerykańskie „jamesy”. Diesel V12. 14, 8 litra. Tym wozem jeździ Partyzant, którego odtwarza Tadeusz Łomnicki.

Na marginesie warto dodać, że właśnie Partyzant jest bohaterem mrożącej krew w żyłach sceny gdy pojawia się ze swoją Tatrą w bazie. Przywozi paliwo w beczkach i przy ich wyładowywaniu pali papierosa. Jeden z kierowców ostrzega go żeby nie szarżował bo ogień z paliwem nie idą w parze. W odpowiedzi Partyzant odkręca beczkę, wychlapuje diesel na ściany beczki i zapala. Paliwo pali się na powierzchni i tylko chwila a dosięgnie korka i cały ładunek wraz z wozem, Partyzantem i innymi wyleci w powietrze. W dzisiejszych filmach oglądamy bez porównania straszniejsze sceny, ociekające krwią, dymiące, płonące i pełne wybuchów ale żadna z nich – powtarzam – żadna – nie ma w sobie tego prostego realizmu co ta w „Bazie...”.

No więc mamy GMC, Tatrę – kolej na Federala. Federalem jeździ Warszawiak grany przez Emila Karewicza. Warszawiak jest jednym z nielicznych, którzy dożywają końca filmu. Inni giną w różnych wypadkach - paru przywalonych pniami z ładunków staczających się w górskie wąwozy.

No więc Warszawiak jeździ Federalem a dokładniej Federalem 94x43 z sześciocylindrowym, benzynowym silnikiem o mocy 112 KM. Jego model ma zamkniętą kabinę ale Federal produkował też wersję z brezentowym daszkiem. To była tzw. militarna wersja używana dość powszechnie w czasie Drugiej Wojny. Obok GMC i Studebackerów.

Jeszcze dwa słowa o Bedfordach – kolejnych bohaterach „Bazy ludzi umarłych”. To były angielskie trucki produkowane przez Vauxhall Motors – europejskie ramie amerykańskiego GM. Firma produkowała szeroki wachlarz wozów ciężarowych. Te w filmie to ciągniki siodłowe o jednej osi tylnej mogące uciągnąć do trzydziestu tysięcy funtów.

„Baza ludzi umarłych” to film o truckerach pracujacych w ekstremalnie ciężkich warunkach. Zima, kręte, górskie drogi bez jakichkolwiek zabezpieczeń, stary, zdezelowany sprzęt, brak najprymitywniejszych wymogów bezpieczeństwa, środków sanitarnych i socjalnych. Krańcowo trudne, nieludzkie wręcz warunki pracy wymagające od ludzi niesłychanej odporności i siły.

Ale co ważne – a może najważniejsze – tak właśnie było! To co ten stary, czarno-biały film pokazuje jest absolutnie prawdziwe! Pewnie, że nie sama fabuła ale wszystko inne tak! Nam – dzisiejszym truckerom – którzy latem wylegują się w kimatyzowanych sleeperach a zimą mogą w podkoszulce prowadzić swojego błyszczącego trucka wśród mroźnej zamieci – trudno sobie nawet wyobrazić pracę w lodowatych truckach, bez żadnych wspomagań.

Tak było! Kierowcy jeździli ubrani w waciaki, z kocem lub starą kołdrą na kolanach, wytężali wszystkie siły żeby obrócić kierownicę i wieczorem spuszczali z chłodnic wodę żeby rano znowu zalewać nią silnik. Kto tam wtedy myślał o antifreeze? Wodnisty olej lało się niemal wiadrami a o grzałkach silnika nikt nawet nie śnił! Paliło się rano pod truckiem ognisko i było dobrze! No może powinienem napisać „dobrze”!

„Bazę” powinno się zobaczyć! To jest film, który dobrze robi na frustracje i nasze dziecinne niezadowolenia. To jest film o twardych ludziach i wspaniałych maszynach. Prawdziwie truckerski film. Najlepszy polski film o kierowcach.

PDF Print E-mail
 

O ile „Cena strachu” jest według mnie najlepszym truckerskim filmem w ogóle to „Baza ludzi umarłych” jest z całą pewością najlepszym polskim filmem o kierowcach cieżarówek.

Ten słynny obraz Czesława Petelskiego nakręcony w 1958 roku jeszcze dzisiaj robi wrażenie i hipnotyzuje realizmem.

Jego fabuła opiera się na noweli niezapomnianego Marka Hłaski pod tytułem „Następny do raju”. Historia twarda, surowa, oddająca klimat tamtych dawnych, trudnych dni kiedy świeże były jeszcze wojenne wspomnienia.

Rzecz dzieje się w Bieszczadach niedlugo po zakonczeniu wojny. Grupa kierowcow z nie zawsze czystą przeszłością zwozi drzewo z lasów. Kraj jest w odbudowie – drewno potrzebne jest w przemyśle i budownictwie. Normy napięte do granic wytrzymałości a sprzęt, który mają do dyspozycji jest w ruinie. Na górskich, zaśnieżonych drogach potrzebne by były wyjątkowo sprawne wozy no ale cóż – to co jest musi wystarczyć. Nowe ciężarówki mają dopiero przyjść! To oczekiwanie na mityczne „nowe wozy” przewija się przez cały film.

Wszystko czym ci truckerzy spod ciemnej gwiazdy dysponują to ciężarówki z wojennych dostaw. Angielskie Bedfordy, amerykanskie GMC CCKW z brezentowym daszkiem nad kabiną kierowcy, jeden Federal i jedna Tatra T111.

Stan tych wozów jest gorzej niż opłakany ale ciągle jeszcze pracują zwożąc ścięte w górach pnie. Wszystko to urąga jakimkolwiek warunkom bezpieczeństwa ale nikt o to nie dba. Ważny jest przerób. Ważna jest ilość zwiezionego drzewa a nie jakieś tam narzekania, skargi i niewygody! Wojna minęła! Trzeba pracować cała parą, odbudowywać zniszczony kraj a nie oglądać się na drobiazgi i „burżuazyjne fanaberie”!

GMC CCKW to słynne „jamesy”. To właśnie one zostały użyte w Red Ball Express – gigantycznej operacji transportowej podjętej przez Amerykanów w 1944 roku w celu zaopatrzenia walczących oddziałów. Były produkowane w różnych wersjach ale w filmie pokazane są dwu i pół tonowe z napędem na wszystkie osie. Dwie i pół tony! To wszystko! A ładunki przekraczały prawdopodobnie dziesięć ton! Silnik 102 KM, maksymalna szybkość 75 km na godzinę! Takie parametry wydają się dziś żartem ale jak by na to nie patrzeć – w „Bazie ludzi umarłych” GMC dają sobie radę znakomicie. I pomyśleć, że ta odległa placówka transportowa w górach nie ma właściwie żadnego warsztatu, żadnych zapasowych części – po prostu niczego! Wszystko co tylko można naprawić we własnym zakresie kierowcy naprawiają sami! Jeśli chodzi o coś poważniejszego to holują trucka do miasteczka ale to już wtedy gdy trzeba zrobić kapitalny remont! Może trochę przesadzam ale tak to mniej więcej jest pokazane. Paliwo przywozi się w beczkach. Pnie drzewa ładuje się ręcznymi wyciągarkami kręcąc korbami a potem tylko parę przerzuconych łańcuchów i to wszystko! Trucki przeładowywane są w makabrycznym stopniu i z tym diabelskim, piętrzącym się ładunkiem jadą leśnymi, górskimi drogami. W „jamesach” nie ma mowy o jakimkolwiek ogrzewaniu. Zresztą w żadnym wozie biorącym udział w filmie nie ma takiego „luksusu”. Mało tego – brezentowy daszek w żadnym razie nie ochrania kierowcy. Jest taka scena gdy jeden z kierowców – Orsaczek – grany przez Romana Kłosowskiego – wsiada w czasie ulewnego deszczu do trucka wprost na kompletnie nasączony wodą fotel. Deszcz leje się wprost do kabiny. Daszek jest dziurawy jak sito.

W filmie jest też miejsce na miłość, zazdrość, walki na pięści i partyjne zaangażowanie ale w rzeczywistości rzecz jest o beznadziejności i pokręconych losach ludzi wyrwanych z piekła wojny. Każdy z nich niesie ze sobą bagaż wspomnień, które bolą jak dawne, niezagojone rany.

I ciągle – w czasie karkołomnych jazd, w czasie najrozmaitszych perypetiach na śnieżnych, bieszczadzkich duktach i w ogóle w czasie całego filmu – towarzyszy nam dawna warszawska piosenka – raz grana, raz śpiewana a jeszcze raz wykonywana w kościele na organach jako Requiem:


Nieprzespanej nocy znojnej

Jeszcza mam na ustach ślad

U grubego Joska na ulicy Gnojnej

Zebrał się ferajny kwiat

Bez jedzenia i bez spania

Byle byłoby co pić

Kiedy na harmonii Feluś zaiwania

Trzeba tańczyć, trzeba żyć!

Harmonia na trzy czwarte z cicha rżnie

Ferajna tańczy, wszystko w zdrowiu!

Z szacunkiem bo się może skończyć źle

Gdy na Gnojnej bawimy się!”


Ładna, trochę nostalgiczna piosenka ale mniejsza o nią - wróćmy do trucków.

Jak wspomniałem w filmie widzimy też słynna Tatrę T111. „Słynną” dlatego, ponieważ Tatra była najlepszym wozem ciężarowym produkowanym w naszej części Europy. Z całą pewnością. Ten wóz – produkowany w Czechach od 1942 roku służył w swoim czasie niemieckiemu Wehrmachtowi, sprawdził się na Syberii, korzystali z niego Rumunii, Węgrzy i kto tylko potrzebował silnego, niezawodnego trucka. Napęd 6x6, silnik o mocy 210 KM przy 2250 obrotów no i ładowność przeszło 10 ton! To był solidny truck, który jeśli chodzi o niezawodność przewyższał amerykańskie „jamesy”. Diesel V12. 14, 8 litra. Tym wozem jeździ Partyzant, którego odtwarza Tadeusz Łomnicki.

Na marginesie warto dodać, że właśnie Partyzant jest bohaterem mrożącej krew w żyłach sceny gdy pojawia się ze swoją Tatrą w bazie. Przywozi paliwo w beczkach i przy ich wyładowywaniu pali papierosa. Jeden z kierowców ostrzega go żeby nie szarżował bo ogień z paliwem nie idą w parze. W odpowiedzi Partyzant odkręca beczkę, wychlapuje diesel na ściany beczki i zapala. Paliwo pali się na powierzchni i tylko chwila a dosięgnie korka i cały ładunek wraz z wozem, Partyzantem i innymi wyleci w powietrze. W dzisiejszych filmach oglądamy bez porównania straszniejsze sceny, ociekające krwią, dymiące, płonące i pełne wybuchów ale żadna z nich – powtarzam – żadna – nie ma w sobie tego prostego realizmu co ta w „Bazie...”.

No więc mamy GMC, Tatrę – kolej na Federala. Federalem jeździ Warszawiak grany przez Emila Karewicza. Warszawiak jest jednym z nielicznych, którzy dożywają końca filmu. Inni giną w różnych wypadkach - paru przywalonych pniami z ładunków staczających się w górskie wąwozy.

No więc Warszawiak jeździ Federalem a dokładniej Federalem 94x43 z sześciocylindrowym, benzynowym silnikiem o mocy 112 KM. Jego model ma zamkniętą kabinę ale Federal produkował też wersję z brezentowym daszkiem. To była tzw. militarna wersja używana dość powszechnie w czasie Drugiej Wojny. Obok GMC i Studebackerów.

Jeszcze dwa słowa o Bedfordach – kolejnych bohaterach „Bazy ludzi umarłych”. To były angielskie trucki produkowane przez Vauxhall Motors – europejskie ramie amerykańskiego GM. Firma produkowała szeroki wachlarz wozów ciężarowych. Te w filmie to ciągniki siodłowe o jednej osi tylnej mogące uciągnąć do trzydziestu tysięcy funtów.

„Baza ludzi umarłych” to film o truckerach pracujacych w ekstremalnie ciężkich warunkach. Zima, kręte, górskie drogi bez jakichkolwiek zabezpieczeń, stary, zdezelowany sprzęt, brak najprymitywniejszych wymogów bezpieczeństwa, środków sanitarnych i socjalnych. Krańcowo trudne, nieludzkie wręcz warunki pracy wymagające od ludzi niesłychanej odporności i siły.

Ale co ważne – a może najważniejsze – tak właśnie było! To co ten stary, czarno-biały film pokazuje jest absolutnie prawdziwe! Pewnie, że nie sama fabuła ale wszystko inne tak! Nam – dzisiejszym truckerom – którzy latem wylegują się w kimatyzowanych sleeperach a zimą mogą w podkoszulce prowadzić swojego błyszczącego trucka wśród mroźnej zamieci – trudno sobie nawet wyobrazić pracę w lodowatych truckach, bez żadnych wspomagań.

Tak było! Kierowcy jeździli ubrani w waciaki, z kocem lub starą kołdrą na kolanach, wytężali wszystkie siły żeby obrócić kierownicę i wieczorem spuszczali z chłodnic wodę żeby rano znowu zalewać nią silnik. Kto tam wtedy myślał o antifreeze? Wodnisty olej lało się niemal wiadrami a o grzałkach silnika nikt nawet nie śnił! Paliło się rano pod truckiem ognisko i było dobrze! No może powinienem napisać „dobrze”!

„Bazę” powinno się zobaczyć! To jest film, który dobrze robi na frustracje i nasze dziecinne niezadowolenia. To jest film o twardych ludziach i wspaniałych maszynach. Prawdziwie truckerski film. Najlepszy polski film o kierowcach.

 

Marcin63
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.