blog.etransport.pl
Podwójna ciągła
  
Upał
2012-06-22

   Parking spalony słońcem. Od lato to samo słońce prazy beton, aż ten zaczął się wykruszać i na powierzchni parkingu leży warstwa niewidocznego pyłu, i nie można wejść do kabiny, aby nie nanieść szarego paskudztwa na dywaniki. Otwarte dla ochłody drzwi umożliwiają dostanie się tego pyłu w każdą szparę w kabinie, i po jednym dniu postoju nawet najczystsza kabina wymaga sprzątania, a przynajmniej przetarcia wilgotna ścierką.

  Dobrze, że jest prysznic i toaleta, i że ochrona Forda jest wyrozumiała i nie wyrzuca z parkingu.

Upał odbiera chęć do życia. Nie chce się jeść, chce się tylko pić i znaleźć cień. Cienia nie ma. Rachityczne drzewka go nie dają, a nawet gdyby, to położyć się pod nimi niepodobna, ze względu na wszechobecne mrówki, które gryzą jak wściekłe. W sali dla kierowców jest co prawda klimatyzacja, ale i ona ledwie dyszy. Jedynym ratunkiem jest prysznic trzy razy dziennie.

  Powietrze jest niemal płynne, oddychanie przypomina próbę wypicia szklanki rzadkiego betonu przez słomkę.

  Ptaki i zwierzęta zamilkły. Schroniły się w swoich jamach i gniazdach, by przeczekać południe. My nie mamy się gdzie schronić, albo piekarnik w kabinie, albo sala dla kierowców z klimatyzacją w stanie agonii, zostaje tylko prysznic.

  Po południu zbieramy ekipę, dwa busiki, dwóch Polaków z dużych, dwóch Ukraińców z Patintera. Jedziemy na El Saler, nad morze. Tu jest odrobinę chłodniej, wiatr wiejący od morza sprawia, że odżywamy. Kąpiel we wściekle słonej, ale jednak chłodnej wodzie przynosi chwilową ulgę, zaraz po niej sprint pod plażowy prysznic, bo sól żre skórę. Zanim się zorientowaliśmy mamy poparzenia słoneczne. Każdy z nas smaruje ramiona, plecy, klatę jakimiś kremami. Jeszcze raz do morza, jeszcze raz prysznic, i z powrotem na parking. Tam ponownie pod prysznic. Żel nie chce się pienić, za dużo morskiej soli zostało na skórze.

  Powoli nadchodzi wieczór. Temperatura spada do 30'C, wreszcie daje się oddychać.

Jeszcze dwie godziny i około 20.00 parking zaczyna ożywać. Nagle roi się od ludzi, w powietrzu unoszą się smakowite kuchenne aromaty, słychać śmiechy i dyskusje, zaczynają dymić grille, dźwięczą szklanki i butelki, gwiżdżą czajniki – zaczynamy normalnie żyć. 4 godziny normalnego życia. 4 godziny chłodu. Za chwilę jednak odzywają się ciche przekleństwa, to komary rozpoczęły swój wściekły taniec. W ruch idą spraye, maści, repelenty, wszystko po to, żeby skrzydlaci krwiopijcy zostawili nas w spokoju.

  Kiedyś Hiszpanie złościli się, że hałasujemy po nocach, więc teraz oni zajmują jedną część parkingu, my drugą. Nikt tego nie ustalał. Życie samo znalazło rozwiązanie.

  Hiszpańscy koledzy dziwią się nam, że uciekamy od słońca. Dla nich to norma. Dla nas dziwne jest to, jak przy 20'C można nosić ciepły sweter. Cóż, co kraj, to obyczaj...

 Pojawiają się zwierzęta. Słychać ptaki, gdzieniegdzie pod naczepą przemknie cicho szczur, mały lisek wyszedł przez kabiny, spłoszył się głośnym śmiechem i zniknął w zaroślach.

  Dopiero teraz tworzy się kolejka do prysznica, teraz można iść się wykapać, ogolić, żeby jutro wyglądać choć trochę na człowieka.

  Siadamy do posiłku. Dziwnie jest jeść obiad o 22.00, ale lepiej tak, niż wcale. Szklanka za szklanką. Toast za toastem. Kieliszek za kieliszkiem.

O północy rozchodzimy się do kabin. Czas spać.

8 godzin snu. 8 godzin we względnym chłodzie, 8 błogosławionych godzin bez żaru lejącego się z nieba. Gdzieniegdzie błyska niebiesko laptop zza zasłonek. To zabijają czas ci, którzy nie mogą spać.

   Jutro znów to samo piekło. Witamy w Hiszpanii.

Yeti
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.