blog.etransport.pl
Podwójna ciągła
  
Szewski poniedziałek, albo Yeti w kaktusach
2012-03-23


    Był taki polski film „Nie lubię poniedziałku”, pamiętacie?

  Ja także go nie lubię (poniedziałku, a nie filmu, film jest fajny), a to za sprawą wybitnej inteligencji zewnętrznego spedytora, który dał mi konkretnie czadu, udowadniając powszechnie znane twierdzenie, że spedytorzy są najsłabszym ogniwem w łańcuchu transportu. Ja dodałbym od siebie, że często uważam ich za brakujące ogniwo w teorii darwinowskiej, ale ad rem....

   W czwartek wieczorem przeładowałem się z zepsutego sprintera pod Geteborgiem i co Master wyskoczy pomknąłem do Stavanger w Norwegii. Już się szykowałem do weekendowania wśród fiordów, które jadły mi z ręki, gdy nieubłagany los ( i szef) oraz fatum (zewnętrzny spedytor) zadecydowali, że nie ma lekko i ładujemy ze Stavanger do Gliwic.

   Znalazłszy byle pretekst opóźniłem załadunek o 30 min ( akurat makaron się dogotował, a przecież bez niego spaghetti nie da się zjeść), po czym załadowałem jedną paletkę i ruszyłem do Trelleborga na łajbę do Świnoujścia.

   Jak ostatni naiwny cieszyłem się, że weekendowa trasa, że bez spinki i stressu zajadę do Gliwic na poniedziałek, ani przeczuwając, że tuż za horyzontem czeka mnie tragedia.

Papiery odebrałem w DSV i po wykonaniu czynności celnych na Svinesundzie ( raptem jedna pieczątka klepnięta przez zaspaną celniczkę) ruszyłem do portu.

  Los kpił sobie ze mnie w żywe oczy, bo udało mi się złapać prom o 15.45, zamiast tego, na który miałem booking, odpływający o 22.30.

  Już liczyłem, że i dom zahaczę, bo po drodze, ale skąd....

Już w Świnoujściu okazało się, że dalej nie pojadę, bo moja karta paliwowa nie chodzi.

Jakoż o 6.00 rano stał się cud i„poszła”, o czym uradowana pani z Orlena poinformowała mnie tłukąc niemiłosiernie w kabinę i budząc w sposób niewybredny.

   O dom zahaczyłem, ale nawet na rosół się nie załapałem. Nikt się mnie nie spodziewał i zjedli wszystko.

Dokładnie o czasie, czyli o 6.00rano w poniedziałek wjechałem do firmy, dla której miałem towar, i po 15 minutach ze śpiewem na ustach, gorącą kawą w kubku, oraz pieczątką na CMRkach ruszyłem w stronę bazy.


O losie przewrotny! Jak krótki i zwodniczy jest twój uśmiech!


   Po przejechaniu 100km w kierunku domu miły głos Pana Zewnętrznego Spedytora zadał mi przez firmową nokię pytanie, czy rozładowałem i czy zakończyłem cło w Gliwicach.

Na moje pytanie jak miałem to zrobić, skoro rozładunek był na 6.00, a Urząd Celny pracuje od 7.00, mądryspedytor odpowiedział: „Zaraz to sprawdzę”.

„Zaraz to sprawdzę” sprowadzało się do stwierdzenia, że muszę do Gliwic wrócić, załadować paletę, zawieźć na urząd celny, rozclić i odwieźć do klienta.

  Zgrzytnąłem zębami i zawróciłem;na miejscu załadowałem ponownie i czekam na papiery, ale cholerka, jest taki problem, że nadawca coś popieprzył w papierach,   i faktury niby są, ale nie te, co trzeba.

   Stoję i czekam. O 14.30 przyszła przemiła Pani Monika ( jako jedyna usiłowała jakoś rozgryźć problem, spedzio miał już dawno miał na mnie wywalone) i mówi tak:

  • -Niech się pan nie gniewa, ale po co pan tu stoi?

  • -No rozclić muszę tą paletę....

  • -Ale ja nie wiem czy dostaniemy dziś papiery mailem z Norwegii...

  • -No to trudno, jutro zrobię to cło....

  • -Jutro?... Chce się panu stać?... Nie ma problemu, tylko że my mamy uproszczoną procedurę celną, więc wie pan, mamy siedem dni na zamknięcie T1, a do tego pańska obecność nie jest konieczna.... Dobrze się pan czuje.....?

Musiałem wyglądać strasznie, bo aż się cofnęła.

To ja tracę cały dzień, robię jak dureń 200km ponad normę, dlaczego? Bo spedzio dał dupy!!!

  Słów, które popłynęły w jego kierunku przez moją firmową nokię już nie przytoczę.

Odpalam auto i wracam do domu zły jak wielkie nieszczęście.

   Jem jakieś śniadanie w przydrożnym barze i czuję nagły ból: plomba mi wypadła!!!

 Załamany i wściekły znajduję dentystę. Przez NFZ nie da rady, no trudno, zapłacę, tylko rób pani coś z tym zębem, pani doktor!

W końcu ruszam do domu, ale otumaniony po dniu pełnym wrażeń dniu nie zauważam sprytnie ukrytego w krzakach srebrno – niebieskiego kombi marki Kia i jak ostatni debil wpadam 70km/h na dozwolone 50.....

Otrzymuję dyplom uznania za udział w rajdzie samochodowym przez teren zabudowany na kwotę 100zł i 2punkty karne.

Zmięty psychicznie wracam w końcu do domu.

  Jakaś niepokojąca wilgoć wisiała w przedpokoju.

To sąsiad z góry zalał mi mieszkanie...



Tekst dedykuję Madi, której poniedziałek był równie szewski, a zakończył się na cmentarzu.

Oczywiście Madi żyje i ma się dobrze, z tym, że nie wiadomo, czy bliżej jej było do anioła, czy do zombie, gdy jej służbowa CRVka zdechła na amen z w trakcie zawracania dokładnie naprzeciw cmentarnej bramy, a właśnie nadchodził kondukt żałobny....



Nie lubię poniedziałku, a Wy....?

Yeti
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.