blog.etransport.pl
Podwójna ciągła
  
Miasto przeklęte
2012-02-15

  Kiedy kierowcy słyszą tę nazwę na ich usta ciśnie się jedno słowo, a szczęki zaciskają się same.
Miasto, które przyciąga turystów z całego świata, którym pokazuje się wyimaginowany obraz metropolii doskonałej, miasto ludzi dumnych, aroganckich, próżnych, pełne zdziecinniałych, rozkrzyczanych mieszkańców i kolorowej biedoty okupującej przedmieścia, na których strach parkować nocą.
   Miasto, które ma dwa oblicza: jawne, z pięknymi wieżowcami, galeriami sztuki, pełne małych, przytulnych bistro, w których rankiem roznosi się zapach kawy i rogalików, miasto eleganckich kobiet, drogich, ale poobijanych samochodów, miasto, w którym pełno najsłynniejszych projektantów mody, pełne uroku teatrów,   niespełnionych malarzy. Tygiel narodów, pod którym nigdy nie gaśnie ogień.
  Wstydliwie i skrzętnie skrywane   drugie oblicze wygląda inaczej, a rzuca się w oczy przez dysonans między tym co symbolizuje bogactwo, a tragizmem i bezmiarem biedy widocznej tuż za rogiem luksusowych hoteli, miasto, gdzie nie więcej niż 50metrów dzieli ludzi rozkoszujących się smakiem wykwintnych dań najlepszych restauracji od żebraków wyjadających resztki z kubłów na śmieci stojących na tyłach tychże restauracji.  Miasto, w którym niebiańskie rozkosze mieszają się z dantejskimi kręgami piekieł.
  To ciekawe miejsce, gdzie ludzie są ślepi, ale chodzą bez białych lasek, gdzie stojąc w korkach,    odizolowani w swoich luksusowych autach na nowoczesnych obwodnicach nie zauważają namiotów i zbitych z desek bud należących do kloszardów, stojących za betonowymi barierami, nieraz o metr – półtora od autostrady. Miasto paradoksów. Najpiękniejsze mercedesy obok śpiących na trawnikach bezdomnych. Miasto, w którym z okien toalet ze złoconymi klamkami widać kloszardów wypróżniających się na klombach. Miasto, w którym policja jest bezradna, a jedna stłuczka blokuje przejazd na wiele godzin. Miasto, w którym łatwiej znaleźć jubilera, niż publiczną toaletę. Miasto, w którym więcej szczurów, niż ludzi, i w przenośni, i dosłownie.
Miasto z najsłynniejszym w świecie placem, na którym pobyt nie jeden mężczyzna opłacił wizytą u wenerologa.
  Kiedy zabrałem do niego swojego ojca żył on mitem wielkiej metropolii, stolicy świata.
Sen pryskał w miarę zbliżania się do centrum, gdzie 3 godziny jechaliśmy, aby dostać się pod jakąś dziwną stalową konstrukcję. Prysł całkowicie, gdy siedząc po zakończonym zwiedzaniu w malutkim bistro i sącząc lampkę wina zobaczyliśmy niemiecką młodzież o średniej wieku w granicach 80 – tki, która z właściwą sobie werwą i hałasem   wtargnęła ( bo nie weszła ) do lokalu.
Popatrz synu, znów, jak za wojny, królują w tym mieście niemieckie świnie...
No, tata, teraz będzie dym... Jak Cię knajpiarz podsumuje....
Nie skończyłem. Niemcy znieruchomieli, a potem zawrócili do wyjścia.
Właściciel i inni goście zaczęli bić brawo, dziękując za usunięcie niemile widzianych.
Spiliśmy się tam tym winem razem z gospodarzami, na trzeźwo nie umieliśmy pojąć, że brakło im odwagi, aby samemu ich wyprosić. Temu narodowi zawsze brakło jaj – tak tata powiedział po wszystkim.
  Dziś mam dystans do tego miasta. Do arabskich żebraków na skrzyżowaniach. Do kolorowo ubranych murzynów, do kloszardów, i do wieżowców o srebrnych ścianach. Do korków, stłuczek.     Miasto jak miasto, jeszcze jeden punkt na trasie, albo czasami punkt docelowy.
„Lakierowane gówno, ja już wolę Kazimierz nad Wisłą” - tak powiedział o nim mój tata już po powrocie.
Ale przecież Paryż   przyciąga wszystkich...

Yeti
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.