Wąska specjalizacja albo niech każdy robi to, co lubi.
2012-01-07
Siedzę w kabinie. Na tyle daleko od domu, żeby już przełączyć się na tryb „praca”, na tyle blisko, że wciąż w zasięgu polskiej sieci komórkowej, na tyle daleko, żeby już tęsknić, na tyle blisko, żeby ciągnęło mnie już gdzieś dalej.
Dumam nad upływającym czasem, nad dniami, które spędziłem w kabinie nie jadąc, jak weekendy, święta wypadające w innych państwach, nad czasem, który mógłbym spędzić z bliskimi, gdybym ich wtedy miał, ale nie miałem, więc...
Dziś ktoś -gdzieś-daleko znów zrobił sobie zwarcie w mózgu i z tego powodu kwitnę. Kolejny stracony dzień. Nie mam siły się kłócić ze spedycjami, z mędrcami z agencji celnej „Pierdolnik i Spółka”, nie mam ochoty na telefony z wyjaśnieniami, że komuś jest bardzo przykro, i „Panie kierowco, wynagrodzimy panu to stanie”.
Nie to, żebym się skarżył, albo żeby mi było przykro, ot, po prostu, życie uczy obojętności i znieczula na takie sprawy; ważne, że brzuch pełny, że jest paliwo w baku, pieniądze w kieszeni, że webasto grzeje i że opony nowe na ciągnącej ośce, cholera, wiodące też by się nowe przydały, ale i te jeszcze ujdą.....
Niekiedy wspominam czasy „sprzed kierownicy” i nie mogę uwierzyć, że ludzie mogą tak żyć, w pogoni za celem, za wyznaczonym targetem, za wynikami sprzedaży, za lepszym autem czy plazmą.
Mnie od tego wszystkiego oddziela cienka bariera samochodowej szyby.
Kogoś usypiają tabletki, a zrywa na nogi budzik. Gdy ja stoję na parkingu usypia mnie szum TIRów mknących po autostradzie – najpiękniejsza kołysanka. Budzikiem jest mi głęboki gang dieslowskiego silnika, aż nieraz chce się zabić tego gościa z kabiny obok.
Czasami obserwuję młodych kierowców, którzy klnąc tą robotę wstają nad ranem i dygocąc z zimna o styczniowym świcie wstawiają wodę na kawę. Klną w żywy kamień, ale jeszcze nie wiedzą, że wsiąkli w ten zawód, i nawet jeśli kiedyś założą koszulę i krawat, to nigdy nie będą nikim innym, a żadna kawa nie będzie smakować tak bardzo, jak ta zrobiona bladym świtem na zaśnieżonym parkingu.
Każdy z nas czasem mówi, że już dość, że ostatni kurs, że do domu, do kobity, do dzieci, że wbijam w tą robotę, żeby wreszcie spokój był....
I zawsze, gdy złość już mija pada pytanie: „A co ja innego umiem?”
Bzdurne pytania ludzi, którzy rozmawiając z kierowcą zaraz na wstępie mówią „ To przynajmniej pan świat pozwiedza” nie doprowadzają mnie już szału, a tylko do osłabienia okraszonego znudzonym uśmiechem, bo ileż można tłumaczyć, że nie ma czasu na zwiedzanie, że ważniejsze się wyspać, albo zjeść coś gorącego. Tylko raz usłyszałem pytanie:
„No to co pan tak naprawdę ma z tej jazdy?”
Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Po pewnym czasie dopiero stwierdziłem, że od kiedy jeżdżę, to czuję się jak na wakacjach. Robię to, co mi pasuje, w sposób taki jak lubię, i w dodatku ktoś mi za to płaci. Pasuje mi to. Podoba mi się takie życie. Nie chcę innego.
Niektórzy mówią, że są straszne uzależnienia od alkoholu, albo od narkotyków, i że są ośrodki, które to leczą.
Jakoś nikt nie słyszał o ośrodkach odwykowych, w których leczyliby uzależnienie od drogi.
I chwała Bogu....
Yeti
Wasze komentarze (0) »
etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.