W 2014 roku zacząłem swoją
karierę w firmie konsultingowej w Dolnej Saksonii jako Rekruter
pośrednictwa pracy dla kierowców z kategorią prawa jazdy C+E.
Początkowo zadanie to nie było łatwe ale chętnie podjąłem się
tego wyzwania.
Wcześniej pracowałem jako
dyspozytor w firmie spedycyjnej w Osnabrück, która zatrudniała
również zagranicznych kierowców. Zdarzały się śmieszne sytuacje,
ale żadnej nie można porównać do tej, którą dzisiaj przedstawię.
W moich opowiadaniach
chciałbym opisać, jakie sytuacje mogą się przytrafić w pracy
rekrutera, a które odczułem na własnej skórze.
Na początek przedstawię
historię z grudnia 2015 roku.
“Czerwona Siekiera’’
Kierowca, ze względu na RODO
nazwijmy go MAREK, pokazał na co stać człowieka, będącego pod
wpływem alkoholu.
Około 12/13 grudnia 2015 r.
byłem z moim szefem w Polsce, jechaliśmy na spotkanie z naszym
partnerem z woj. kujawsko-pomorskiego. Pogoda była mglista.
Niestety nie pamiętam dokładnej godziny, ale było to około
południa.
Tuż przed Poznaniem
otrzymaliśmy telefon od naszego klienta z Zagłębia Ruhry
(nazwijmy go Panem Meierem), z następującą wiadomością.
- Witam
panie Meier - przywitał klienta mój szef.
- Witam.
Mam taki mały problem i nie bardzo wiem jak zacząć z Panem tą
rozmowę. - odpowiedział skonsternowany pan Meier.
- Proszę
prosto z mostu!
- A
zatem tak… Mam dwóch kierowców od Pana. Wykonują swoją pracę
bardzo dobrze i w związku z tym chciałem ich nagrodzić.
Chciałem żeby porządnie w weekend wypoczęli. Wynająłem im
pokój w hotelu u mojego znajomego. Każdy dostał pokój z
telewizorem, dużym łóżkiem, łazienką, balkonem. Po prostu
chciałem, żeby wypoczęli.
- Panie
Meier, to brzmi świetnie! Przede wszystkim cieszę się, że ta
dwójka dobrze się u Pana sprawdza i jesteście zadowoleni. -
powiedział mój szef.
- Tak,
tak. Już mówię jednak w czym problem. W tym hotelu, w tym
samym czasie odbywało się wesele. W momencie kiedy młoda para
dowiedziała się o dwóch młodych kierowcach, siedzących
samotnie w pokojach, postanowiła zaprosić ich na kolację i do
wspólnej weselnej zabawy. Mniej więcej od 18.00 do 23.30
wspólne świętowanie przebiegało spokojnie, były tańce, żarty,
no i oczywiście był też alkohol. Jednak sytuacja zmieniła się
krótko przed północą. Pan Marek, z czerwoną siekierą
strażacką, wtargnął na salę zabaw i zaczął rozrabiać.
Krzyczał, wymachiwał pięściami i siekierą, którą trafił w 3
krzesła, stół oraz w barek, przy którym podawano alkohol. Na
szczęście nikt z gości nie odniósł poważnych obrażeń dzięki
mężczyznom bawiącym się na imprezie, którym udało się
obezwładnić pana Marka. Dzięki Bogu sytuacja została szybko
opanowana. Na miejsce wezwano oczywiście policję i karetkę.
Według hotelarza, przybycie służb zajęło nie więcej niż 5
minut. Po tym całym zdarzeniu uroczystość weselna została
zakończona, a pan Marek został zabrany przez policję do
aresztu. Po wykonaniu badań lekarskich został on następnie
przewieziony na oddział zamknięty w szpitalu psychiatrycznym.
Halo, jest Pan jeszcze przy telefonie?
- Tak,
jestem, jednak nie wierzę w to co słyszę. Panie Meier, po raz
pierwszy mamy do czynienia z taką sytuacją. Musimy w tej
chwili przeanalizować to, co od Pana usłyszeliśmy. Wkrótce się
do Pana odezwę.
- OK,
będę czekał. Do usłyszenia.
Spojrzeliśmy z szefem na
siebie bez słów, niemal jak zamurowani. Po jakichś 5 minutach
zadzwoniłem do kolegi pana Marka, drugiego z kierowców, żeby
dowiedzieć się co też się tam, do diabła działo. Oto relacja
wciąż poirytowanego i przerażonego kierowcy: “Wódka i drinki się
lały, zabawa była “jak u cygana”, chociaż ludzi się nie znało i
język trochę blokował komunikację. Było zajefajnie do momentu,
gdy Marek powiedział, żeby zabrać go do pokoju bo sam chyba nie
da rady dojść. Zgodziłem się i pomyślałem, że zaprowadzę go i
wrócę na imprezę. W drodze do pokoju, na 1 piętrze wisiała
metalowa skrzynka z szybką a w niej znajdowała się siekiera i
wąż strażacki. W momencie, kiedy Marek ją dostrzegł, jakby nagle
się przebudził. Popchnął mnie na podłogę, wybił szybę, chwycił
siekierę i pobiegł z nią z powrotem na dół. Oczywiście pobiegłem
za nim, ale gdy dotarłem na miejsce, akcja na sali weselnej już
trwała na całego. Marek trzaskał siekierą po meblach, stołach,
groził gościom krzycząc “Ja was wszystkich zaje…! Wy mnie
chcecie w ch...a zrobić!”. Naprawdę, nie mam pojęcia o co mu
chodziło. Niestety nie za bardzo mogę teraz rozmawiać bo jestem
na rozładunku, jeśli pan chce to mogę później oddzwonić.”
Po rozmowie z kolegą Marka
próbowałem skontaktować się telefonicznie z samym Markiem.
Niestety nie było to możliwe, ponieważ w ten sam dzień trafił on
na oddział zamknięty a tam kontakt telefoniczny jest zabroniony.
Udało mi się z nim skontaktować dopiero po 3 dniach. Powiedział
mi, że nie wie co tak naprawdę się stało i poprosił, żeby o tym
zdarzeniu nie informować nikogo z rodziny, co było dla mnie
zrozumiałe.
Obietnicy dotrzymałem, ale
rodzina pana Marka na własną rękę, wszelkimi możliwymi sposobami
szukała informacji na jego temat, próbowali nawiązać kontakt (co
jest jak najbardziej zrozumiałe). Byli oni przekonani, że pan
Marek zaginął. Nie uwierzyli mi na słowo, że pan Marek pojawi
się na pewno w domu i sami pojechali do Zagłębia Ruhry w
Niemczech, do pracodawcy “zaginionego”. Niestety, dłużej nie
udało się ukrywać prawdy i tam rodzice dowiedzieli się, że ich
syn przebywa na oddziale zamkniętym.
Pan Marek spędził w sumie w
szpitalu psychiatrycznym dobre 6 tygodni i więcej już o nim nie
słyszeliśmy. Na szczęście jego pracodawcy cała sytuacja nie
zraziła i poprosił nas o kolejnych 3 dobrych kierowców.
Kierowcy ci po dziś dzień
pracują u tego samego pracodawcy. Zastrzega się on jednak, że
już nigdy żadnego kierowcy raczej do żadnego hotelu czy
pensjonatu nie wyśle.
Nooo...po takiej akcji, nie
dziwię się!