blog.etransport.pl
Widziane z kabiny
Przednie brednie poobiednie nawiedzonego kierownika zestawu kołowego
  
Służba nie drużba
2009-07-15
„Dzień dobry. Sierżant Iksiński, Wydział Ruchu Drogowego w...” - podobną formułkę z reguły wypowiadają wszyscy funkcjonariusze w całej Polsce. Ba, podobnie wygląda to na całym świecie.

Ja kiedyś usłyszałem nieco inną. Zostałem zatrzymany do, wydawałoby się, rutynowej kontroli drogowej. Pan w białej czapce podszedł, otworzył drzwi i usłyszałem "Daj dwie dychy, bo Ci coś znajdę". No przyznam szczerze, że mało z kabiny nie wypadłem. Zapomniałem dodać, że jeżdżę na co dzień autem ciężarowym i mój fotel znajduje się około 1, 5 metra nad ziemią. Sądzę również, że gdyby to było auto osobowe, pan w niebieskim uniformie na taką rozbrajającą i szczerą propozycję by się nie zdobył.

Zastanawiacie się o co kaman? Biega o to, że formacja zwana Policją została powołana do pilnowania bezpieczeństwa, ładu i porządku oraz do pomagania nam, obywatelom będącym w zgodzie z prawem. Niestety, niektórym przedstawicielom tej służby, (służby, nie zawodu!) zdarza się o tym zapominać. Niestety jest tak coraz częściej. Pytałem jakiś czas temu kolegę, który pracował wtedy w Kompanii Prewencji, czemu jego koledzy nagminnie łamią zakaz zawracania na jednej z ulic Łodzi, ustawiony zresztą z powodu wypadków na tym skrzyżowaniu. Wiecie, co odpowiedział? "A kto nas ukarze".

Podobnie z informacjami, jak to pan policjant został zatrzymany w czasie jazdy po pijaku. Takie rewelacje pojawiają się z reguły, gdy funkcjonariusz kogoś rozjedzie. Kiedy zostanie zatrzymany do rutynowej kontroli, "szmata" (legitymacja służbowa) załatwia sprawę. Nie żeby go puścili wolno. Z reguły jeden pan z patrolu siada za kierownicę auta delikwenta i komplet, samochód + nietrzeźwy pan policjant zostają odtransportowani do domu. No, chyba że panowie nie mają czasu, wtedy zabierają kluczyki i delikwent sam musi dotrzeć do domu.

Inny przykład. Jadę sobie drogą krajową nr 1. Prędkość ograniczona znakami do 70 km/h, okolice Ozorkowa, godzina 19 z minutami, więc już ciemno. Jest zakręt, ale coś błyska na niebiesko za przystankiem. Wiedziony intuicją, że może wypadek zwalniam i... o mały włos nie uderzam w tył nieoznakowanego radiowozu (tzw. objazdowego niemego kina), który właśnie zatrzymał jakiegoś potencjalnego pirata. No, rozumiem, że praca tych panów polega na zatrzymywaniu aut, ale nie w takim miejscu. Tym bardziej, że prawie naprzeciwko mieli sporych rozmiarów stację benzynową.

Podobnie rzecz ma się z kontrolowaniem samochodów na autostradach. Wszędzie się trąbi, że zatrzymywanie się na autostradzie jest z uwagi na rozwijane prędkości bardzo niebezpieczne. We wszystkich cywilizowanych krajach odbywa się to w ten sposób, że policja daje sygnał do zatrzymania się, a następnie pilotuje kierowcę do najbliższego parkingu. U nas nie. Choćby parking czy stacja benzynowa była 100 metrów dalej, zatrzymanie następuje na pasie awaryjnym. Totalną niefrasobliwością w tej kwestii wyróżniają się panowie z komendy w Piotrkowie Trybunalskim. Bardzo często zatrzymują oni auta w miejscu, gdzie droga krajowa nr 8 łączy się z autostradą A1. Stoją około 100 metrów za znakiem oznaczającym autostradę. Kiedyś zirytowało mnie to na tyle, że zadzwoniłem pod nr 112 i poprosiłem o poinformowanie kolegów, że powodują zagrożenie. Gdzie tam, jak wracałem po dwóch godzinach, dalej stali. 

Ostatnio zostałem namierzony. Znaczy "wysuszyli" mnie. Dostałem spory mandat i nie byłoby może o czym pisać, gdyby nie okoliczności. Droga XXI kolejności odśnieżania, czyli ruch pojazdów jakieś 20-30 sztuk na godzinę w godzinach szczytu. Jest godzina 5.30 rano. Mijam ostatnie zabudowania, zresztą i tak tymi zabudowaniami są sklep i jakaś firma, czynne od 7.00. Dookoła pola i w oddali las. Docisnąłem bezwiednie gaz. A zza krzaków wyskoczyło coś niebieskiego. Hamulec. Ooooo, radarek. No tak, jeszcze ze 100 metrów i byłoby OK, ale nasi dzielni stróże porządku namierzyli piratowi 80 km/h na obszarze zabudowanym, gdzie w dodatku obowiązuje 40-tka. Pada sakramentalne pytanie " I co mam z panem zrobić?". Odpowiadam "A zastrzel mnie pan na miejscu i będzie problem z głowy". W duchu jednak myślę "I tak ci w łapę nie dam". "No ale przyjmuje pan, czy do sądu grodzkiego, czy ma pan inne propozycje?" Innych propozycji nie miałem, po sądach nie będę chodził, bo i tak nic nie zwojuję. Zresztą przecież przekroczyłem. Szybki wyrok, bolesne spłacanie. Przeżyłem.

Po co stali? Na pewno nie po to, żeby zapobiec jakiemuś wypadkowi. Był poniedziałek, więc liczyli, że zatrzymają jakiegoś "wczorajszego" kierującego. Na takich jest najlepszy biznes. A w dodatku w pobliżu są dwie firmy transportowe, więc jak trafi na jakiegoś zawodowego... czysty biznes. Przecież zawodowy tak szybko prawka nie odda. A kasa może być spora. Kiedyś mój zmiennik wykpił się kwotą 6 tysięcy złotych. Znam też przypadek, że chłopak na miejscu spisał umowę sprzedaży VW Golfa.

Chciałbym żywić przekonanie, że podane przykłady są jedynie marginalne. Niestety w czasie, kiedy wspomniany wcześniej kolega pracował w policji, na całą kompanię nie "brało" tylko dwóch. Jeden, bo zostało mu trzy miesiące do emerytury, więc się bał. Drugi, bo pracował miesiąc i jeszcze nie umiał. Ale czym wytłumaczyć, że kiedy w Szczecinie zapytałem o drogę, usłyszałem: "my nie informacja, zapytaj pan jakiegoś taksiarza"?

Panowie Policjanci, to Wy jesteście dla nas, a nie odwrotnie. Przepisy Was obowiązują tak samo, a mundur zobowiązuje do intensywniejszego myślenia oraz do świecenia przykładem. Jednakże dopóki ludzie będą "dawać", inni będą "brać. "Dopóki w czasie szkolenia nie wpoi się, że jest to służenie obywatelom, a nie okazja do szybkiego wzbogacenia się i ogólnej bezkarności, dotąd nie zwalczy się łamania prawa. Panowie, bierzcie przykład z niemieckich kolegów. Nie zarabiają kokosów, ale za próbę tzw. "łapy" od razu idzie się za kratki. Jeśli podjedzie się z zapytaniem o drogę, bez gadania wysiądą i zaprowadzą na miejsce. Jeśli nawali auto, sprowadzą pomoc i dopóki nie będziesz bezpieczny w hotelu, a samochód w serwisie, nie zostawią cię samego.

Może doczekam takich czasów. 

Borsuk 6x9
Wasze komentarze (0) »
Skomentuj »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

Borsuk 6x9 o sobie

kierowca odrzutowca zwanego renatą: dla niewtajemniczonych zawodowy morderca za kółkiem 40 tonowego kolosa rozjeżdżającego resztki dróg i siejący postrach wśród operatorów aut osobowych jak też ludności pieszej miast i wsi. :P a mnie to wisi hyhy