W połowie lat
pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, gdy zimna wojna pomiędzy ZSRR i USA z
każdym rokiem nabierała większego rozpędu, na terytorium naszej Kanady rozpoczęła się
gigantyczna budowa instalacji radarowych, które nazwano Liniami Wczesnego
Ostrzegania - w skrócie DEW Lines /The
Distant Early Warning Lines/. Było ich trzy. Ta „najwyższa” - czyli najbardziej
wysunięta na Północ - przebiegała od Alaski aż po Ziemię Baffina wzdłuż wybrzeży
Oceanu Lodowatego. Ogromny, niedostępny obszar. Budowę rozpoczęto w 1956 roku.
Dowiezienie na
tamte tereny materiałów budowlanych - stali, cementu, kabli itd. wymagało
skomplikowanej operacji logistycznej, która nawet dziś - po 60 latach -
zdumiewa i byłaby niesłychanie trudna do przeprowadzenia. Mimo to - po naprawdę
mrożących krew w żyłach przygodach - osiągnięto sukces, który w jakiś dziwny
sposób został zapomniany.
Oto jak
wyglądał ten rajd gigantów:
W trasę wyjechało jedenaście Macków LRVSW
wyposażonych w silniki Cummins VTA28 o
1710 calach pojemności skokowej. Miały moc 600 koni mechanicznych i moment
obrotowy 1600 funtów. Skrzynie biegów Mack Duplex.Każdy z trucków ważył 22
tony, a waga całego zestawu /ciągnk,
naczepa i ładunek/ wynosiła 333, 000 funtów. Tylne osie mierzyły 12, 5 stóp,
opony 5 stóp, zbiorniki na paliwo o pojemności
5500 galonów były zamontowane na naczepie, które z kolei miały 65 stóp
długości. Trucki były napędzane w systemie 6x4 jakkolwiek niektóre z nich
/według relacji paru żyjących uczestników/ miały napęd także i na przednią oś
/6x6/.
Trucki nie
miały sleeperów. Były "day-cabs". Żeby zabezpieczyć jakie takie
warunki do odpoczynku dwa z nich
ciągnęły baraki-sypialnie, w których zmęczeni kierowcy mogli się przespać i coś
zjeść. Zmiany trwały 12 godzin i jechano bez przerw chyba, że któryś z pojazdów zakopywał się w
śniegu, wpadał w jakąś wyrwę albo po prostu wymagał naprawy. "Drogi"
czy raczej ledwo przetarte dukty wygniecione były wcześniej przez buldożery.
Nazywano je "cat-roads" od buldożerów caterpillar. Przygotowanie tych
cat-roads to temat sam w sobie i z całą pewnością wrócę do niego w przyszłości.
Trucki były wyprodukowane w w macierzystych zakładach
Macka w Allentown, Pennsylwania. Zamówienie złożono w połowie 1956 roku. W 9
tygodni później trucki były już dostarczone do Seattle. Z mojego punktu
widzenia te 9 tygodni, które obejmują także kolejowy transport Macków z
Pennsylwanii do Seattle to jest
fantastycznie krótki czas. W porównaniu do naszych czasów, gdy na zamówionego
trucka czeka się często gęsto po pół roku te 9 tygodni to jest naprawdę
imponujący termin!
To były
rzeczywiście inne czasy i inni ludzie. Ale tak było! Jeszcze wymowniejszym
przykładem może tu być produkcja słynnych lokomotyw Baldwina w Eddystone, Pennsylwania, które w
latach 20-tych i 30-tych produkowano średnio w ciągu ośmiu tygodni od momentu
złożenia zamówienia - i to bez względu na rozmiar i specyfikację! Mniejsza z
tym.
Jak
powiedziałem Macki zostały przewiezione
koleją do Seattle a stamtąd promem do Valdez na Alasce. Z Valdez ruszyły już o
własnych siłach do Eagle nad rzeką Yukon i dalej pięćset milową trasą nad
McKenzie. W Norman Wells konwój zaopatrzył się w paliwo i ruszył dalej na
północ, przekroczył Podbiegunowe Koło i doszedł do wybrzeży oceanu. W
porównaniu do przebytych męczarni na cat-roads - jazda po względnie równym
lodzie wybrzeża była prawdziwym oddechem. W końcu osiągnięto Coppermine, które dzisiaj
nazywa się Kugluktuk.
Wszystko to
przebiegało w przeraźliwych mrozach, które niejednokrotnie przekraczały -50C.
Fragmenty tej
wielkiej, trudnej do wyobrażenia operacji można obejrzeć na youtube. Wystarczy
wpisać Arctic Convoy With Giant Mack Trucks.
Co było dalej?
Czy Macki przetrwały morderczy test? Co się z nimi stało?
Wszystko
wskazywało na to, że to była jednorazowa
operacja. Wiem, że cztery z nich zostały później sprzedane do Usibelli Coal
Mine koło Healy na Alasce a pozostałe zostały przewiezione do Edmonton,
Alberta. Próbowałem odtworzyć ich dalsze losy, ale z małym szczęściem. Jeden
"odnalazł się" już w latach 60-tych w północnym Saskatchewanie i dożywał swych dni na złomowisku. Opowiadano
mi, że był ktoś kto chciał go odrestaurować i przywrócić do dawnej świetności,
ale mimo różnych prób nie udało mi się do niego dotrzeć.
Tyle o tej
dawnej, zapomnianej dziś historii.
Być może są
wśród naszych Czytelników entuzjaści, którzy mają o niej więcej informacji.
Byłbym bardzo wdzięczny za kontakt.
Skomentuj » |
etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Przeczytaj inne teksty Marcina63