blog.etransport.pl
Marcin63
  
Hayes H 17 czyli kochankowie z Franklin River
2013-08-11

                                                 


 

            
Jeśli kiedykolwiek zdarzy się wam być na zachodnim wybrzeżu wstąpcie do Franklin River na Vancouver Island a zobaczycie najsłynniejszy kanadyjski truck - Hayes H17  Steve'a Drybrough. Steve jeździ nim od samego początku czyli od 1975 roku. Jego Hayes jest ostatnim truckiem wyprodukowanym przez słynną swego czasu firmę Hayes Manufacturing Company. Ostatnim!  

              Lata siedemdziesiąte to były lata gwałtownej eksploatacji starych lasów zachodniej części Wyspy. Jeszcze w latach trzydziestych XX wieku pomiędzy Alberni Inlet i Barklay Sound firma Bloedel, Stewart & Welch założyła wielki obóz obsługujący wyręby. Nazwano go Franklin River Camp. Po dziś dzień jest to prawdopodobnie największa tego typu baza na świecie. Obóz obsługuje linię kolejową idącą do Corrigan Creek. Trucki zwożą wielkie pnie drzewa z wyrębisk i tu - na terenie bazy są rozładowywane. Drogi po których jeżdżą z ładunkami przekraczającymi 200 tysięcy funtów to raczej leśne dukty, na których nie trudno o złamanie karku.

              Steve dosiadł swojego Hayesa w 1975 roku i zaczął pracę w MacMillan & Bloedel. Dla dwudziestoparoletniego chłopaka to była wymarzona robota pełna kipiącej adrenaliny, karkołomnych zjazdów i monstrualnie ciężkich ładunków! Prawdziwy uniwersytet truckingu. Można powiedzieć "Harvard" truckingu! A do tego nowiutki Hayes - znany, zaprawiony w leśnych bojach siłacz.

              Hayes Steve'a był fabrycznie wyposażony w silnik Detroit Diesel 12V71N GM  ale któregoś niefortunnego dnia  1980 roku  przy kolejnym leśnym nawrocie "poszedł" mu wałek rozrządu i w ciągu paru chwil zamienił silnik w kupę złomu. Przyszedł więc czas na zmianę silnika i Steve zdecydował, że tym razem spróbuje Cat. Wybrał 3408 - 18-sto litrowy, ciężki silnik o mocy 522 KM. Jego waga - prawie 4000 funtów nie miała tu znaczenia  bo ostatecznie to nie był truck highwayowy a w lasach nie ma przecież wagi.  Razem z  automatyczną, sześciobiegową skrzynią biegów Allisona i tylnym mostem wycechowanym na 91.000 funtów truck zdolny był rozwijać maksymalną prędkość tylko 39 MPH ale ostatecznie to było i jest wszystko czego wymagała i wymaga zwózka drzewa z wyrębów. Wszystkie zegary i wskaźniki na tablicy rozdzielczej są w systemie imperialnym bo truck wyprodukowano wtedy gdy w Kanadzie nie obowiązywał jeszcze system metryczny. Trzeba przy tym dodać, że ta piękna "oblubienica"  Steve'a stoi wysoko na wielkich 14.00X25 oponach Michelina. Tylko jedna kosztuje około 2800 dolarów!

               Steve Drybrough zwozi swoim Hayesem wielkie pnie drzewne już od 38 lat.

              Jak sam mówi widział niejedno. Wiele razy przekonywał się, że w lesie najsłabszym ogniwem jest człowiek. Jeśli coś  szło nie tak jak powinno - prawie zawsze najbardziej poszkodowanym był człowiek. Maszynę zawsze można naprawić a człowiek albo ginie albo wychodzi z kalectwem wyłączającym go z dalszej pracy. To nie jest praca dla tych ze słabym sercem.

Ale Steve ją kocha - tak jak kocha swojego starego Hayesa. Mówi, że na emeryturę pójdą razem a wtedy w zaciszu swojego garażu zacznie go powoli restaurować aby przywrócić do dawnego blasku.

O  H17 pisano po obu stronach Atlantyku i coraz więcej dziennikarzy, entuzjastów i zwykłych turystów odwiedza Franklin River aby pogadać ze Stevem, obejrzeć trucka i zobaczyć jak też wygląda ta ciężka praca dla silnych ludzi. Duński modelarz - Peter Schula - zbudował nawet radiokontrolowany model Hayesa wraz z trailerem i wszystkimi, najdrobniejszymi nawet szczegółami.  Jak jeździ, miga światłami, wjeżdża na wzniesienia itd. można obejrzeć na youtube. Zresztą co tu mówić - youtube pełny jest filmików i zdjęć Hayesa.

              To krótkie wspomnienie zamieszczam dziś dlatego, ponieważ historia wieloletniego "związku" truckera i jego maszyny, oprócz leśno-górskiej egzotyki ma bardzo świeży i budujący element - nieuchwytny zapach dawnego truckingu, kiedy to truckerzy traktowali swoje maszyny-żywicielki jak partnerki a nie jak kopane po oponach bezduszne maszyny! Przypominają mi się lata osiemdziesiąte i moi Koledzy, którzy jeździli wtedy w północnej Brytyjskiej Kolumbii dla kompani wyławiającej z górskich jezior zatopione pnie drzewne. Piszę o nich w publikowanej na naszych łamach książce pod tytułem "Książęta Highwayu". Mój kontakt ze Stevem Drybrough nie jest taki stary - zaledwie dwuletni - ale słuchając jego opowiadań stają mi przed oczyma tamte dni. I "wsio takij żal", że atmosfera dawnego truckingu odchodzi w niepamięć. Z całą pewnością nie wróci - tak jak nie wrócą już dawne, mechanicze wozy, które można było naprawić śrubokrętem na poboczu drogi. Wszystko się zmienia ale dzięki takim ludziom jak Steve w naszej pracy ciągle jeszcze ma słychać delikatną, nostalgiczną nutkę.

              Tak trzymajmy bo cóż nam jeszcze pozostało? Ciągle zmieniane, zaostrzane prawa, kontrole i wymagania z jednej strony i coraz mniejsze pieniądze z drugiej...

              Tacy ludzie jak Steve i jego stosunek do pracy krzepi nas i daje wyraźny sygnał, że mimo wszystko dobrze jest byc truckerem!

              Szerokiej drogi!

Marcin63
Wasze komentarze (1) »
chohlik
(2014-06-01 19:53:48)
przy takim przelozeniu to JELCZ-STAJER by do dzisiaj tam jezdziel bezawaryjnie... tez
mi sztuka=10/1...
Zobacz więcej »

etransport.pl - nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum i autorów publikacji na stronach parking.etransport.pl. Osoby zamieszczające wypowiedzi i publikacje naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.